czwartek

zmienny, zmienna i tak niezmiennie...

związek – powiązanie, odzwierciedlenie reakcji między dwoma bądź większą liczbą podmiotów, przedmiotów, obiektów itp. →

 * 
Wchodząc w związek partnerski, na początku obiecujemy sobie że będziemy kochać tę drugą osobę taką jaka jest. Bez zmiennie z wadami i zaletami. Mówimy sobie, że nie popełnimy wcześniejszych błędów i za nic nie będziemy zmieniać ukochanej osoby. Ale czy tak jest? Nie wydaje wam się, że związek właśnie ciągnie za sobą dokładnie taką konsekwencję? Siłą wyższą zaczynamy się zmieniać pod wpływem drugiej osoby. Zaczynamy lubić rzeczy, wcześniej przez nas nielubiane. Dostosowujemy charakter do  ukochanej/ukochanego. Wcześniej byliśmy uparci i za wszelką cenę dążyliśmy do danego celu, uwielbialiśmy czekoladę gorzką i piliśmy herbatę zieloną.  
A teraz? A teraz wygląda to tak, ustępujemy w niektórych sytuacjach, cele zaczynają się zmieniać bo może coś nie odpowiadać miłości naszego życia, nie wspomnę już że czekolada gorzka zmienia się w mleczną a zielona herbata w czarną.
 I czy to nadal jesteśmy my? Czy przez te ustępstwa, przypadkiem nie stajemy się zupełnie kimś innym? Zobaczcie jak nasze charaktery, przyzwyczajenia i styl bycia zmienia partnera. Już nie może rzucać ciuchów gdzie popadnie, jak robił/ robiła to wcześniej. Nie może jechać samochodem z prędkością 220km/h, szaleć po nocach czy tatuować się bez opamiętania.
Otwierając drzwi partnerstwa, zostawiamy za nimi siebie. Wchodząc do tego "pomieszczenia", przechodzimy transformację. 
Warto było by zostawić coś tylko dla siebie Gorzką czekoladę a może zieloną herbatę?
Nie ważne co, ale ważne aby było to tylko wasze i określało was, bez zmiennie, bez naruszania tego przez ukochaną/ukochanego. 

[...] "Stwórz zdro­wy związek w dzi­siej­szych cza­sach, a dos­ta­niesz me­dal od włas­ne­go serca. "

*
A jak mi minęły ostatnie dni?
Co tu dużo mówić, pogoda nam nie sprzyja. Pada, burza i wiatr, przez co siedzimy w domku i nie wychodzimy na dworek. Bułeczka ma teraz same kryzysy, w dzień i w noc. Swędzą ją dziąsła, co głośno i wyraźnie okazuję. Kacperro przechodzi okres buntu i pokochał słowo "NIE!!!'', ale są też małe sukcesy.
Odeszliśmy od pampersów...huraaa!! Lulu bawi się w przekopywanie podwórka, chyba szuka skarbu, trzymam kciuki a nóż znajdzie. A ja siedzę z przerażeniem w oczach i czekam aż nadejdzie 14 Lipca, czekają mnie chrzciny, które sama muszę przygotować. Do tego bierze mnie jakaś deprecha. Nigdy nie lubiłam wygrzewać się na słońcu, kocham zimę a nie lato, ale powiem wam szczerze, brakuje mi słońca!!Chcę się opalać, pomijając fakt że na to nigdy nie mam czasu lecz podczas zabawy z maluchami jakieś tam promienie mnie złapią.  
Strajkować zaczęła lodówka z pralką, lodóweczkę kochany małżonek naprawił więc czekamy na kolejny atak protestu, natomiast pralka strajkuje równo. Co tu się dziwić, ja też bym padła jak bym miała jednego dnia zrobić 4 prania. Dzieci i mąż( mechanik) w zadziwiający sposób potrafią zapełnić kosze na brudne ciuchy. To trwa przeważnie od 12 do 24 godzin. 
Dziś z rana Kacperro zaskoczył mnie małym "Tea party", w życiu nie sądziłam że chłopczyk będzie chciał się bawić w herbatkę i ciasteczka. Grzecznie nalewał piciu w słoiczki i podawał mówiąc przy tym " Plosie, mniam, mmniam...". Taki mały gest a jak miły i rozładowujący.
 Cóż radość miała swój koniec, kiedy to Pan K. postanowił wszystko porozlewać.  Ostatnio myślałam też o sobie, jakoś nie mogę odnaleźć w niczym siebie. Postanowiłam wrócić do malowania, na tyle ile mi czas pozwoli, chciałabym robić coś jeszcze, ale na to przyjdzie swój moment, na razie muszę się cieszyć z tego co mam, doceniać, pielęgnować i nie zakłócać tej harmonii, jaka kol wiek ona by nie była.
Życzę wam dużo Słonka i ciepełka...do zobaczenia wkrótce...

[...]"Proszę, poczęstuj się winem - rzekł bardzo grzecznie Szarak Bez Piątej Klepki. Alicja spojrzała na stół, ale nie zauważyła na nim nic prócz herbaty. Powiedziała więc: - Nie widzę tu żadnego wina. - Bo go wcale nie ma - rzekł Szarak.”

poniedziałek

Razem...a za często osobno...



*
Czy wy też potraficie się zatracić do tego stopnia, że poniedziałek okazuje się piątkiem?
Ostatnio zaczęłam wiele myśleć o takich dniach jak rocznice. Przez ilość obowiązków, zajęć  i ogólne zaganianie, właśnie o takim dniu jak ten, zapomniałam. Pomyślałam, no trudno za rok też będzie. A teraz zastanawiając się nad tym głębiej, uważam że popełniłam błąd.
Kiedy ma się życie rodzinne ze wszystkimi obowiązkami, łatwo zapomnieć o chwili zatrzymania i spędzenia jej razem. 
 Mama i tata to ciągle związek. Związek nad którym trzeba pracować, i taki dzień jak rocznica staje się wyjątkowy. 
Ci którzy nie mają nikogo do pomocy przy wychowywaniu dzieci mają trudniejsze zadanie, ale dla chcącego nic trudnego. Dzieci w końcu zasypiają i zostaje wieczór wraz z nocą. Taki dzień  trafia się raz do roku, więc chyba można zachować odrobinę energii na  moment.
Warto o tym pamiętać. 
Dlaczego? Ponieważ zapominamy o sobie i o uczuciach.
Popatrz na swojego partnera, zatrzymaj się myślami na nim/niej. Czy nie fajnie było by sobie przypomnieć  ten dzień w którym się poznaliście? Poczuć  na nowo ten żar i pożądanie ?  
Co dziennie mówimy ten drugiej osobie że ją kochamy a będąc w pracy że tęsknimy. Takie słowa stają się "zwyczajne" oczywiście mają swoją "moc", ale czy jeszcze tak silną jak na początku? 
Uczucia stają się codziennością, ciągle gdzieś biegniemy, zapominamy. Raz do roku, miło by było jakoś zaskoczyć swoją miłość . Przygotować  to co tylko wy pamiętacie z tego dnia. Celebrować go. Nie odkładajcie takich dni na potem. Bądźcie razem, to oczyszcza związek i pomaga przypomnieć sobie dla czego razem jesteście ze sobą. Również dzięki rocznicy można zobaczyć jak partner lub partnerka was zna. Czy prezent okazał się trafny?
Prezenty mogą być  prze różne, od materialnych po nienamacalne. Spacer, posiłek lub zwykły pocałunek  staje się niezwykłym podarunkiem. Nie docenimy tego co mamy, obrażamy się za "pierdołki", zawieśmy toporek wojenny w taki dzień i bądźmy razem, nie mamą i nie tatą, tylko razem ze sobą.



hokus pokus ZiAjka....

Przyszła  pora na ocenę jakiegoś produktu.
 Posiadam wiele kosmetyków firmy Ziaja, ładnie pachną, są wydajne i nie drogie. Jeśli chodzi o kosmetyki dla dzieci to z tym bywa różnie. Ostatnio zaciekawił mnie magiczny płyn do kąpieli dla dzieci. 
Zapach jest całkiem miły,konsystencja płynna i gęsta, cena to już kwestia sporna, u mnie kosztuje 14zł. Czy jest wydajny? Też kwestia sporna bo zależy od tego jak intensywnie ma zabarwic wodę.Napisane jest aby wlać 2-3nakrętki, to chyba sporo.  Ogólnie jestem z tego bardzo nie zadowolona.


 Tutaj mamy czystą wodę, bez żadnego detergentu.
 Miseczka jest malutka więc wlewam 1 nakrętkę.
 Hokus pokus i........i do bani woda jest niebieska, słabo zabarwiona, wręcz ledwo widocznie błękitna i małą pianką która znika po minucie.
Ocena ogólna - jak na Ziajke, jest to słaby produkt, nie polecam a do tego sam skład mnie przeraził...Zawiodłam się bardzo, mam nadzieję że ostatni raz.








Skład 
sodium laureth sulfate - Laurylosiarczan sodu  C12H25SO4Na – organiczny związek chemiczny, sól sodowa kwasu dodecylosiarkowego (siarczanu dodecylu, tj. estru dodekanolu i kwasu siarkowego).
Związek ten jest szeroko stosowany jako detergent o charakterze jonowym. Działa drażniąco na skórę i może powodować wiele problemów skórnych
 Cocamidopropyl betaine - to nic innego jak detergent myjący,na całe szczęście delikatny. Co mówi kosmopedia? Substancja myjąca - usuwa zanieczyszczenia z powierzchni skóry i włosów.  Substancja bardzo łagodna dla skóry i błon śluzowych, łagodzi ewentualne działanie drażniące anionowych substancja powierzchniowo czynnych. Jest to substancja piano twórcza, stabilizująca i poprawiająca jakość piany w mieszaninie z anionowymi substancjami powierzchniowo czynnymi. Pełni rolę modyfikatora reologii (czyli poprawia konsystencję) w preparatach myjących, zawierających anionowe substancje powierzchniowo czynne, dzięki tworzeniu tzw. mieszanych miceli.
Detergent ten pozyskiwany jest z oleju kokosowego.  Jego zwyczajowa nazwa to Kokamidopropylobetaina. Co warto wiedzieć o tym detergencie? Na pewno to, że jeśli występuje w kosmetyku samodzielnie to jest nieszkodliwy. Jednakże w połączeniu z sodium lauryl sulfate (itp.) powoduje przesuszenie skóry, łupież, wypryski na skórze owłosionej i alergiczne zapalenie skóry.  (z tym powyżej)
Coco glucoside - Niejonowa substancja powierzchniowo czynna. Substancja hydrofilowa, bardzo dobrze rozpuszczalna w wodzie. Bezpieczna dla środowiska - biodegradowalna. Stabilna chemicznie. Niewrażliwa na zmiany pH. Substancja bardzo łagodna dla skóry i błon śluzowych. Łagodzi ewentualne działanie drażniące wywołane przez anionowe substancje powierzchniowo czynne. Substancja myjąca - usuwa zanieczyszczenia z powierzchni skóry i włosów.
Disodium PEG-5 laurylcitrate sulfosuccinate-substancja myjąca.
Gossypium herbaceum seed oil-to olej z bawełny, dobrze wpływa na konsycję włosów, jest tu substancją aktywną
2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol-konserwant
Butylphenyl methylpropional-substancja zapachowa, może powodować podrażnienia.

Jeżeli macie go w domu to podzielcie się swoją opinią, bardzo chętnie ją poznam. 
 

sobota

Na pokaz...

*
Na początek wspomnę o pięknym wywiadzie, jakiego udzieliła
Alicja Keys dla DDTVN. Reporter wspomina w nim o rodzicielstwie  i chcę poznać jej osobistego punkt widzenia na ten aspekt.

R- Ktoś tam(przepraszam zupełnie nie jestem w stanie dosłyszeć kto) powiedział że rodzicielstwo to punkt zwrotny w  życiu i  że od tego momentu nic już nigdy nie będzie takie samo. Myślę że w twoim przypadku, to także właściwy stosunek do kobiety?
A- Bycie rodzicem to ogromna zmiana wszystkiego, ale na lepsze. Wszystko staje się piękniejsze, wyraźniejsze, silniejsze. Także twoje uczucia i rozumienie  świata sięgają głębiej o kilka poziomów. To ukierunkowało moje życie. wszystko postrzegam o wiele wyraźniej. Tego chcę a tego nie, to zrobię a tego nie. Wcześniej myślałam, a może tak zrobię? A może nie? Może spędzę w samolocie 27h, żeby zaraz wrócić? A teraz nie, nie zrobię tego, to się nie wydarzy i czuje się z tym znacznie lepiej. Bezpieczniej, pewniej, o wiele bardziej kobieco.

I co o tym sądzicie? Ja uważam że perfekcyjnie w tych kilku słowach ujęła czym jest rodzicielstwo. Jak już masz to dzieciątko, nagle cały świat ujawnia swoje wady, demony i niedoskonałości. I o tym Świecie będzie na pewno w kolejnych postach. 

                                                                              
   *
Powracając do tematu posta. Życie perfekcyjne, czyli życie na pokaz.
Znacie to zjawisko? Kiedy wychodzisz z dzieckiem na dwór nie zapomnij, koniecznie(!) uprasować jego ciuszka wyjściowego, Boże broń aby dziecko było brudne na placu zabaw, wypastuj buciki a kołnierzyki musowo wy krochmalone. Dziecko zawsze na nogach musi mieć but, a kiedy jest 30 stopni w cieniu to nie zapomnij go ubrać w koszulkę i spodenki, no bo gdzie tak nago będzie ganiać, przecież to nie wypada?!
Niesamowicie drażni mnie bezpodstawne ocenianie matek i gadanie za ich plecami ( ale tak ciche jest to gadanie że ciężko go nie usłyszeć).
 Codziennie jestem oceniana, na każdym kroku, musi ktoś wtrącić swoje 5gr w wychowywanie moich dzieci. Jeśli Kacperro biega po podwórku na boso, zaraz słyszę :
-"Kacperku a gdzie są twoje buciki,biedactwo..."
A Kacperek najzwyczajniej ma gdzieś swoje buciki, woli być bez nich. Choć by mama miała zakładać je 500raz to on je ściągnie 501razy. 

Mam synka małego terrorystę, wszystko trzeba wymusić i wszystko jest na nie. Kiedy mamusia mówi że czegoś nie wolno, to z pewnością mamusia się myli. Krzykiem, piskiem i wrzaskiem chce osiągnąć swój cel. I tak na przykład, pewnego słonecznego dnia Kacperek postanowił uciec z podwórka ( swoją drogą niby 2,5 roku a biega jak zawodowiec.)i pobiegać po fontannie. Kiedy mama krzyczy że można się pośliznąć i trzeba zwolnić to tłumacząc na język synkowy, oznacza że trzeba przyśpieszyć i latać jak opętany w koło. I jak się tak historia skończyła? Oczywiście że miałam rację, gdyż synek nagle wpada do fontanny. Tak, i w tym momencie miliony oczu skierowane są na mnie, bo okazałam się patologiczną matką która ciągnąc synka do domu( żeby go przebrać z przemoczonych ciuszków)i nie żałuje tego co się stało. Szkoda bardzo abym się użalała nad tym że dziecko się nie posłuchało. Wpadło? Trudno, pozostało mi mieć nadzieję że nie zrobi tego ponownie. Czasami Kacper nie rozumie kiedy mówię że pora iść do domu, w tedy właśnie zaczyna się mordki darcie i "uwieszenie na mamie", czy zwracam na to uwagę? Nieeee!
Krzyczy?To niech krzyczy, dziecko to dziecko. Najwidoczniej musi się wydrzeć aby dojść do domu i narobić przy tym wstydu mamie. Czy się wstydzę? Oczywiście, ale nie zamierzam go uciszać i błagać aby zamkną buzie bo ludzie patrzą, jedyne co zamierzam to zignorować synka zachowanie i pokazać mu że w ten sposób swojego celu nie osiągnie. I ostatnio co usłyszałam?
- " Jejku, ale Pani synka ciągnęła, tak strasznie to wyglądało..."
na co odpowiedziałam:
-" Po pierwsze synka nie ciągnęłam tylko sam się uwiesił i skoro chce się przy tym drzeć, to czemu nie?"
Ocenianie matek w koło przez ludzi  którym albo się nudzi albo nie mają własnego życia, bywa bardzo męczące i tworzy z nas potwory wychowawcze.
Kocham wypowiedzi i komentarze kobiet, które dzieci nie mają a biorą się za specjalistów w tej dziedzinie.
Zastanówmy się czasem, zanim ocenimy styl wychowawczy którejś z matek. Czy mamy do tego prawo? Myślę że tylko w tedy kiedy dziecku dzieje się krzywda a jeśli nic złego się nie dzieje, to uwierzcie mi, Mama wie najlepiej jak wychować swoje dzieci i nie potrzebuje do tego pomocy osób trzecich. 
Dzieci płaczą, krzyczą, brudzą i są brudne, biegają nago i histeryzują. Dzieci są tylko dziećmi i pozwólmy im cieszyć się z tych krótkich chwil. Na własnych błędach nauczą się najlepiej. 

Pozdrawiam i do zobaczenia w przyszłym poście.
*
"Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym i domagać się - ze wszystkich sił - tego, czego pragnie."
— Paulo Coelho

czwartek

Dogonić czas....



To były dni, gorące i wyczerpujące, pełne złości i braku mej cierpliwości.
Sił mi ledwo wystarczało na to aby do łóżka wejść. 
Mistrzem w de motywowaniu mnie okazał się piesek. 
Ząbkowanie, rozrabianie,kopanie dołów, krzyki  i piski tak spędziłam środę i czwartek.
Jutro przybywa odsiecz, chyba zamknę się gdzieś w czterech ścianach i nie wyjdę przez dzień cały. 
Jakoś szybko miną mi ten tydzień bez Tomasa. 
Czy wy też tak macie? Odkąd mam dzieci, nie mogę dogonić się z czasem, patrze w kalendarz i szoku doznaje że np. jest piątek a ostatnio patrzyłam i był wtorek.

*
Dziś wam napiszę jak radzę sobie ze wszystkimi obowiązkami dnia.(pranie,sprzątanie,gotowanie,mycie podług, karmienie i kąpanie dzieci,mycie naczyń itp)
Po pierwsze moi drodzy nie jestem wonder woman i nie mam nad przyrodzonych zdolności. Jeśli ja to potrafię to potrafi to każda/każdy z was.
Po drugie, korzystam z każdej danej mi pomocy i okazji. Nie pozwalam sobie na marnowanie takich szans.
Po trzecie zanim wstanę z łóżka, muszę dokładnie przemyśleć jak będzie wyglądać dzisiejszy dzień.(Po mimo tego iż w trakcie realizacji ulegnie zmianie, mamy dzieci a z nimi nigdy nic nie wiadomo)
Po czwarte, jak już jest coś zaczęte to się tego trzymaj i postaraj się skończyć.
Po piąte, sprzątanie łącz z zabawą dla dzieci, będzie łatwiej uniknąć zbędnego płaczu dziecka.
Wstaje rano z przygotowanąw głowie listą i tak np. idąc robić śniadanie zajmuje się również wypakowaniem i zapakowaniem zmywarki, umyciem naczyń które nie nadają się do "uprania". A w między czasie gotuje mi się woda na herbatę lub mleko na owsiankę. Jeśli kuchnia jest wypucowana a śniadanie zrobione to idę do salonu i tam jem oglądając z dzieciakami wiadomości. Potem łazienka, biorę Ale w bujadełko, Kacperra wkładam do wanny a w między czasie segreguje pranie (oddzielam kolory i rodzaje), sprzątam w łazience i gdy wanna się napełni wskakuję na szybkie myju myju. Zanim wysuszę włosy, maluje paznokcie szybko schnącym lakierem. Jak już tu skończę to biegiem do piwnicy zrobić pranie. Wyjmuje Kacperro, biorę odkurzacz i sprzątam z synkiem salon i przedpokój. Nadeszła pora na obiad i w trakcie robienia go, sprzątam to co zabrudziłam., zanim sama zjem najpierw karmie dzieciaczki. Jeśli dnia poprzedniego robiłam pranie to teraz je składam. Wychodzę z Kacperro na dworek, ogród robię jak tylko wstanę, to znaczy" -napełniam basen jak i dopompowuję go 
-otwieram piaskownicę i  wysypuję zabawki
-rozkładam fotele, leżaki
Po 18/19 składam rzeczy w ogrodzie i zabieram dzieciaczki do spania. Kolacja, zęby i spać.
Kiedy dzieci już zasną 20-21 to w tedy mogę umyć podłogi w domu i zjeść spokojnie kolację. Szybki prysznic, chwila na necie lub na jakiś serial aż w końcu dzień się kończy a ja dostaje załamania nerwowego i idę spać.
Takie to trudne? Spróbuj a nóż i tobie się uda. Wszystko zależy od systematyczności i zaangażowania. To oczywiście w szybkim skrócie napisane, jest jeszcze piesek i blog.

Dobranoc i do następnego razu :)

wtorek

antykoncepcja - dzieci



*
Ci którzy mnie znają wiedzą że kocham czytać. 
Kiedyś na Facebooku wspominałam że czytam unowocześnioną wersję starej książki Grahama Mastertona "Magia seksu".
Usłyszałam o niej w porannej telewizji, oczywiście przyciągną mnie sam temat książki i sposób w jaki wychwalał ją seksuolog. Byłam zawiedziona wcześniejszą lekturą po której spodziewałam się przesytu wspaniałym seksem na milion sposobów a tu jakieś tanie romansidło jakie świat widział w innych książkach, filmach czy arlekinach. I miałam nadzieję że tu się zaskoczę i nie zawiodę...
Na początek wyjaśnię czemu tutaj akurat o tym mówię. Przecież to blog o rodzinie i dzieciach a ja tu o seksie chce pisać. Skąd się biorą dzieci? Każdy chyba zna odpowiedź na to pytanie. Jak poznaliście się ze swoim partnerem/partnerką? Chyba w końcu nadszedł czas zastąpienia trzymania za rączki czymś znacznie przyje mniejszym. 
Rodzina nie powstała by bez seksu, przykro mi, nie ma co się oszukiwać. Kobieta i mężczyzna są jakoś tak stworzeni  że magia ich związku rozpoczyna się od moment styknięcia się dwóch ciał ze sobą. Dopiero w tedy wiesz że niczego bardziej na świecie nie pragnęłaś/pragnąłeś jak ciepła i zapachu jej/jego ciała. 
Za czym i kiedy najbardziej tęsknicie jak nie ma przy was tej drugiej osoby? Niech zgadnę...kiedy kładziecie się spać i kiedy budzicie się rano? Właśnie w tedy poczucie braku staje się najsilniejsze? 
Wracając do tematu rodzina jest nie odłączną częścią seksu i właśnie oglądając ten program trafiłam w moment, bo zaczęłam w tym temacie mieć spore braki.
Jak to jest z tym seksem jak się ma dwoje dzieci? A no nie za ciekawie.( Dla przypomnienia opisuję tu swoje życie i nie mówię że u Ciebie musi być tak samo) Patrzcie nie ma męża w domu a dla przykładu jest 23;30 i dopiero teraz mogę na spokojnie usiąść i co nie co napisać. Jestem wykończona obowiązkami dnia dzisiejszego i praktycznie na oczy nie widzę a tu jeszcze miał by obok mnie siedzieć Tomas i właśnie teraz robił by maślane oczęta. Wierzcie mi że w takim momencie czuje się okropnie, staro i ogólnie do bani. 
Chciałam być dobrą matką, żoną i  co jest bardzo ważne, kochanką. A to ostatnie wychodzi mi chyba najgorzej. Boje się że kiedy do czegoś ma już dojść  to najzwyczajniej w świecie zasnę( wiem co mówię!!!) ale nie dla tego że On się nie stara bo stara się i to bardzo, tylko dla tego że już kompletnie nie mam siły. 
Dzień z moją dwójeczką potrafi być szalony i zwariowany, wymagający. Wymagający ode mnie nie tylko wysiłku fizycznego ale i tak że psychicznego. Nie potrafię myśleć o przyjemnościach wieczornych kiedy to Kacperro wyprowadził mnie przed samym spaniem z równowagi. Muszę uporządkować  w swojej głowie błędy jakie popełniłam, skoro dana czynność zakończyła się moją frustracją.  To jest przykre bo w rodzinie która ma się wspierać i szanować, znajduje się zaniedbana osoba. 
I tu pomyślałam że może w tej książce uda mi się znaleźć jakąś podpowiedź lub jakiś złoty środek na to zaniedbanie. 
Nie będę wam streszczać całej książki, tu znajdziecie coś więcej na jej temat :
 http://www.empik.com/magia-seksu-masterton-graham,p1067143565,ksiazka-p 
 Okazało się że czytając ją miałam większe wypieki na twarzy niż przed wystąpieniem na jakiej kol wiek akademii przed ogromną publicznością. 
Takich kobiet jak ja jest tysiące i pomagały przy tworzeniu  tej książki, co bardzo mi się spodobało. Ich prywatne marzenia (spełnione i nie spełnione) erotyczne, zmagania z seksem, trudności i to co im przychodziło z łatwością. Od nastolatki która ma zaledwie 13lat po 60 paro letnią kobietę, od "kury domowej" po kobietę biznesu to właśnie ich historię poznajemy. 
Sądziłam że na ten temat wiem wiele a tu jak się okazało zawsze można wiedzieć więcej i co fajniejsze, można się tego i owego nauczyć. Wiele czynności jest opisanych, autor chce mieć pewność że robione jest wszystko zgodnie z przeznaczeniem. 
Wypowiedzi psychologa, seksuologa i zwykłych ludzi. Mi ta książka na swój sposób pomogła. Jak?  Tego już wam nie powiem, chce zachować coś dla siebie. Ale wiem jedno, kiedy moje dzieci zapytają co to jest seks to podaruję im tą książkę po mimo perwersji którą posiada. 
Uważam że w szkole obowiązkowym przedmiotem powinno być życie w rodzinie, a idealnym podręcznikiem była by "Magia seksu".
Mężowie dawajcie żonom czasem z dzień może dwa bez schadzek a odpłacą się dniem następnym. 
Dzieci to dobra antykoncepcja, zawsze pamiętasz o tym żeby "przez przypadek" nie narobić drużyny piłkarskiej.
*
A jak miną mój dzień...proszę darujcie mi to pytanie, powiem tylko tyle 
2-0 dla małej trójcy. 
(trójca bo siostra z maluchem jest.)

Pozdrawiam, dziękuję i dobranoc.....
Ps. komentujcie i udostępniajcie jeśli się podobało.


poniedziałek

Czas..spokój...



*
Któregoś z kolei męczącego dnia uświadomiłam sobie pewną jak że istotną sprawę.
Czasami z nadzieją i radością patrzymy w przyszłość. Kiedy to dziecko postanowiło doprowadzić mnie do szału, pomyślałam jeszcze tyko parę lat i będę miała święty spokój. (I nie, nie świadczy to o tym że jestem złą matką, a jeśli ty też tak myślisz to wież mi jest to w 100% normalne i nie ma w tym nic złego)
Nagle mnie olśniło że to nie prawda, że ani za parę lat, ani za moment czy też za 5263 dni nie będę miała tego spokoju. A to dla czego? Już tłumaczę.
Rodzi się mała istota i kochasz ją nagle bezgranicznie, poświęcasz jej cały swój czas i każdą chwilę. Karmisz, kąpiesz, dajesz jeść i przewijasz. To tak na początek a potem do tego pakietu startowego dodajesz naukę(raczkowanie, chodzenie, mówienie...) w następnym czasie prowadzisz za rękę, odpowiadasz na trudne i łatwe pytania  itd. 
Przychodzi czas kiedy twoja pociecha osiąga wiek szkolny i tu właśnie pomyślałam że będę miała przerwę, odpocznę i odetchnę. Nic bardziej mylnego bo co z tego że dziecko będzie w szkole jak ja myślami będę niczym anioł stróż przy jego boku. Za nim wróci do domu, będę się zastanawiać czy zjadło śniadanie, obiad i co zjadło? Czy daje sobie radę? Co czyha na mego malca w budynku w którym nie będzie mnie obok? I tak do momentu powrotu do domu a tu w cale nie łatwiej, czy odrobił lekcję? Co ma zadane? Ile może posiedzieć ze znajomymi na dworze żeby ze wszystkim zdążyć?
Z czasem przyjdzie gimnazjum,liceum a tu matura itp, itd...
Rozumiecie co chcę powiedzieć?
Decydując się na dziecko to jak by decydować się na oddanie spokoju i swojego czasu.
Czy kiedy kol wiek jeszcze będziemy mieć spokojną duszę? Nie, bo jesteśmy matkami i my ciągle się zamartwiamy o los naszego dziecka...

*


A jak nam miną dzień?
Szalenie męcząco i ciężko. Poskładałam nareszcie pranie z czego na prawdę bardzo się cieszę.
Kacperro, Bułeczka i mały Nikoś postanowili sprawdzić naszą(moją i siostry) cierpliwość. Kiedy przyszło do kładzenia spać to przyznam się bez bicia że przegrałam już tą nie równą walkę...
Nienawidzę  siebie za to że muszę krzyknąć czy dać klapsa.
(Zastanów się za nim mnie skrytykujesz czy aby na pewno jesteś taka święta/święty. Wyznaje zasadę że czasami taki przysłowiowy klaps wychodzi na dobre i ja dostawałam po tyłku i mój mąż i jakoś na złe nam to nie wyszło. A jeśli jest tu taka matka/ojciec co nigdy i podkreślam to słowo, nie dała klapsa swojemu dziecku to z chęcią ją poznam!)
Jest to okropny stan dla mnie, kiedy w końcu osiągnę zamierzony efekt to uciekam gdzieś, gdzie ta mała kruszyna mnie nie widzi i zaczynam szlochać. Okazałam się bez silna i słaba skoro musiałam użyć siły i gra, (przynajmniej mi) to na ambicji że nie znalazłam złotego środka aby na spokojnie osiągnąć wspólnymi siłami ten cel.
Martwię się że nie potrafię czasami zmieścić swoich obowiązków w 24h. 
Nie mam też tej magicznej chwili dla siebie o którą ostatnio walczę i będę walczyć do skutku, brakuje mi odetchnienia, zwykłego siedzenia na pupie tak gdzie kol wiek i nie myśleć .  
I znowu jest 16min po północy, ledwo widzę na oczy i ze zmęczenia chce mi się wyć ale nie mam już siły, wykończył mnie ten ciągły płacz malutkich dwóch urwisków, walka o chwile snu dla tej trójcy, która i tak spać nie chciała i ganianie za niesłuchającym się Kacperro.

Dobranoc wszystkim i do zobaczenia...


niedziela

Tęsknota..





*
Korzystając z okazji( dzieciaczki śpią), chcę napisać o tęsknocie i o tym jak bardzo skomplikowana potrafię być.  W opisie bloga pisałam już że często marnujemy czas który jest nam dany, Tomas wyjechał w piątek do Niemiec, może na krótko a może na długo, dla każdego ten czas rozłąki  jest inaczej pojmowany.
W życiu codziennym  potrafimy się kłócić, sprzeczać o niesamowite pierdoły i nie wiem czy to przez zmęczenie ogółem czy taka już jestem ale często gęsto właśnie te "pierdołki" wyprowadzają mnie z równowagi i prowadzą do niesamowitej furii która kończy się przykrymi słowami, złością lub płaczem.
Zauważyłam że w związku często zapominamy o tym co nas połączyło i dla czego jesteśmy razem. W kłótniach bardzo szybko zaczynam się wycofywać i przeważnie uciekam, przez co ani ja ani on nie jesteśmy w stanie zrozumieć drugiej osoby. Jak rozmawiam z każdym z was  z osobna, kiedy to pokłócicie się z partnerami, widzę jak bardzo zranione są dwie osoby. Najbardziej rani nas fakt samej sprzeczki a dopiero potem konsekwencje jakie pociągnęła ona za sobą.Druga rzecz jaką widzę to częsta chęć zemsty lub zrobienia na złość ukochanej osobie i powiem wam szczerzę że sama też tak robię, nie ma co się oszukiwać. A trzecia że szybo zapominamy o tym o co dana sprzeczka powstała ale złość pozostała i co tu kurczę zrobić?!
Miałam wyjechać na jakiś czas aby odpocząć od "związku" i bycia razem. Uważacie że to straszne? A ja uważam że codzienne przebywanie z drugą osobą może stłumić uczucie do niej i miłość naglę zaczyna być przyzwyczajeniem i rutyną. Tomas, jak już wspominałam dużo pracuje, widujemy się dopiero wieczorami  i w weekendy przez przeważnie całe dnie, wkurza mnie fakt że zamiast miło spędzać ten weekend często wyżywam się na nim lub on na mnie, właśnie w tej chwili. Zmęczenie tygodniem ulatnia się z nas przez co stajemy się rozdrażnieni i to właśnie psuje całą atmosferę. Niestety życie rodzinne wymaga od nas ciągłego wysiłku i zatracenia w pracy i obowiązkach domowych, on nie rozumie co ja przeżywam a ja nie rozumiem co on przeżywa i to jest normalne bo żadne z nas tak naprawdę nie będzie potrafiło postawić się w sytuacji drugiego.  Teraz jak go nie ma obok, przez pierwszy dzień byłam zatracona w porządkach domowych i jakoś tego  nie odczułam  a dziś już zaczyna mi go bardzo brakować, dotyku, ciepła a nawet tego droczenia się. I czy to nie jest dziwne? W jednej chwili pragnę uciec i odpocząć, odciąć się od życia rodzinnego które naprawdę potrafi zmęczyć a w drugiej chce być jak najbliżej niego i nie wyobrażam sobie kolejnych dni bez obecności tej drugiej osoby. Czy tylko ja jestem taka skomplikowana? Czy wy też zauważyliście jak bardzo niszczymy uczucie które jest takie fajne i przede wszystkim nie doceniane ? 
Takie rozłąki dla związku są dobre,  możemy dzięki nim ujrzeć zapomniane przez nas uczucia i nie ważne czy partner/partnerka wyjechała/wyjechał na dzień lub miesiąc bo z każdą godziną widzimy co się z nami dzieje bez tej bliskiej nam osoby.


(...)"Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada. Każdy ruch przygląda się sobie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy, i w końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma naturę falującą i sprzeczną w sobie. Jest kwintesencją życia i jest przeciwko życiu. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie – to znaczy, że podstawą ich istnienia był ból. Toteż nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie. Upijać się? Spać całe tygodnie? Zapamiętywać się w aktywności aż do amoku? Modlić się nieustannie? " Autor: Olga Tokarczuk, Dom dzienny, dom nocny

sobota

dzień jak codzień..


*
Dzień zaczął się od gaworzenia Bułeczki, to jest o 4 rano.
Ledwo widząc na oczy podchodzę do łóżeczka i widzę jak małe rączki i nóżki machają w każdą stronę i powiem wam szczerzę nie wyglądają na to aby szły spać dalej. Położyłam ją koło siebie i wsłuchując się w słodkie gug gaga usnęłam a kiedy się przebudziłam to i mały urwis już spał z powrotem.  Łóżko stało się nagle takie wielkie kiedy to zorientowałam się że Tomasa nie ma.
Jest już 7 i słyszę tupot małych stóp, patrzę z za drzwi a Kacperroo chichocząc idzie do pokoju na palcach z myślą że go nie słychać. Mając nadzieję że jednak dzień rozpocznie się miło i może spokojnie, oczywiście mała furia właśnie się rozpoczęła. Z samego rana przyjechał wielki samochód wypompować szamberko (tak mieszkam na wsi i trzeba tego pilnować)i swoim migoczącym pomarańczowym światełkiem zahipnotyzował mi dziecko na 10min. Po jakimś czasie sąsiadki zorientowały się że i u nich by wypadało się zając tym i owym na co Kacperek mało nie wypadł z tarasu aby się dostać do cioci Marty na podwórko, po wszystkim rozpoczęło się moje turnie za synkiem w koło Kurowa, mały karakan postanowił uciec sąsiadkom i sprawdzić zdolności fizyczne mamy. 
Odkąd mam dzieci to zostałam pozbawiona wszelkiej prywatności i tak o to z całą widownią i serenadą( Bułeczka postanowiła dla odmiany troszkę popłakać) biorę prysznic. Pan KAcperro zdążył już strzelić ze dwa fochy o to że mama nie chce zrobić  "myjumyju" tzn. kąpiel  z maluchem, bo mamie się śpieszy gdyż to na 10 umówiona była z Panem od prania dywanów i narożnika. 
Kiedy mała poszła spać wzięłam się za porządki w salonie za jakiś czas spodziewam się przyjazdu teściowej i dziadków z Holandii więc chce aby dom wyglądał jak z obrazka a na ile mi realia pozwolą to się okaże.
Podczas sprzątania Kacperro postanowił zabawić się z kurzem, brudem i zapomnianymi już zabawkami które zdążyły zarosnąć mchem, swoją drogą to aż zdumiewające że w tak młodym wieku można mieć aż taką wadę słuchu, bo jak mama prosi, krzyczy aż w końcu się drze  aby nie włazić tam gdzie jest brudno to akurat w tym miejscu cała zabawa się zaczyna i tak jest już godzina 11 a ja się modlę o powstrzymanie nerwów. Kiedy to miły Pan dociera do nas ze swoim magicznym sprzętem, Kacperro dostaje olśnienia że jeszcze takiego odkurzacza nie widział i koniecznie musi zbadać jego zakamarki, Pan okazał się bardzo cierpliwy i wyrozumiały, jak tylko zobaczył narożnik doznał szoku i pierwsze o co spytał to co się takie stało temu biednemu mebelkowi na co odpowiedziałam:
- Mam dzieci proszę Pana....
i wszystko jasne.
Po kilku godzinnym staraniu się utrzymania Kacpra z dala od magicznego odkurzacza, Bułeczkowa serenada włączyła się po uzupełnienie pustego brzuszka i tak odkryłam swoje super moce bycia w kilku miejscach na raz. Karmiąc Ale latałam za Kacprem a w między czasie robiłam zupkę.
Jak już myślałam że ten dzień jednak okazał się w miarę "spokojny" to kochany kran w kuchni (nie muszę dodawać że to najbardziej potrzebny kran w domu) postanowił się zepsuć i pęknąć.  To przecież jasne że takie rzeczy mogą się dziać tylko w tedy kiedy jestem toootalnie sama (mąż za granicą), postanowiłam poprosić o pomoc teścia i ten niczym rycerz na białym koniu zjawia się wybawiając damę z opresji, która to zaczęła spokojnie myc okna w domu. Kacperro ładuję swoje bateryjki za co dziękuje pięknej pogodzie bo tylko dzięki niej moje dziecko idzie spać na parę godzin. I tak już dobiegła godzina 17/18, staram się małego karakana trzymać z dala od mokrego narożnika a graniczy to z cudem dodając że to perfekcyjny moment na to aby jeść ciastko i pic soczek akurat w pobliżu świeżo upranego mebelka. Możecie sobie tylko wyobrazić moją minę kiedy Kacper siedząc na przykrytym kocykiem narożniku zaczął krzyczeć:
-SSsiiikuuu!!
zdążyłam...ufff a miałam już lekki zawał. W między czasie zdążyłam nastawić około dwóch,/trzech prań, zawiesić firanki i zasłonki. Doprowadziłam kuchnie do stanu perfect, sądzę że test białej rękawiczki został by zaliczony!, salon lśni, Bułeczka grzecznie poszła spać a Kacperro po wstępnej krucjacie po domowej w końcu kimną, a ja?! A ja patrzę się w dwa pojemniki z czystym praniem z nadzieją że może jakaś nowa super moc uaktywni samo składanie się ciuchów...Oj zapomniałam wspomnieć o Lu, ona została nakarmiona, wygłaskana i wypadało by zawołać ją do domu aby spała na kocyku. 
Do zobaczenia w sumie to dziś bo dziś dzień pełen odwiedzin ehh a jest już 00;15 a pranie nie złożone...tak mało czasu a tak wiele do zrobienia...Dobranoc...

piątek

Kim jesteśmy?

*
Na początku przedstawimy się, aby było wiadomo z kim macie do czynienia.
W postach będę posługiwała się "nickami" bo i na co dzień lubimy mówić do siebie przezwiskami.
*Mama(Klaudia) i Bułeczka(Alicja).
Mam 25lata i charakter raczej dominujący.Twardo stąpam po ziemi i uparcie dążę do celu.
Jestem bardzo uparta i nie lubię sprzeciwu.
Jako matka staram się być stanowcza i konsekwentna, oczywiście bywa różnie :).
Ciężko u mnie z okazywaniem uczuć przez co jako żona i kochanka jestem często źle zrozumiana i jest to jeden z głównych powodów do sprzeczek a bywa ich wiele.
Niestety jestem też marzycielką co bardzo utrudnia mi życie. 
Moją pasją jest kuchnia i sztuka.
* Bułeczka ma roczek.
Straszna z niej gadułka, bywa że kładzie się spać gaworząc i budzi się gadając.
Teraz jest 100% kobietą - chce wszystkiego a za razem niczego. 
W tej chwili jest w trakcie ząbkowania więc wszystko co wpadnie w łapki jest mokre i pogryzione.
*Kacperroo(Kacper) ma 3lata
czasami się boję że Alkaida zgłosi się po odbiór przywódcy.
Jest wszędzie i robi wszystko, a nawet potrafi zepsuć 3 rzeczy na raz. Jest bardzo radosnym i towarzyskim agencikiem. Uwielbia psocić i nie słuchać się rodziców.














*Nenek, Tomas a przede wszystkim tatuś(Tomek)
Ma 26lat jest idealnym kompanem do zabaw dla Kacperra. wręcz opanowali wspólną destrukcję do perfekcji. Bardzo pracowity, ponad wszystko chce zapewnić rodzinie godny byt przez co rzadko bywa w domu. Jego pasją a zarazem zawodem są samochody, myślę że nie ma takiego samochodu o którym by czegoś nie wiedział. Bywa nerwowy, złośliwy i oczywiście że uparty.

I oto nasza czwórka, mamy jeszcze psa (Lu, Lulu) więc troszkę nas tu jest. Tworzymy rodzinę Państwa W. Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat. Bywamy trudni ale i zabawni, kochamy czas spędzany razem jest dla nas bardzo cenny ale potrafimy go też nie potrzebnie zmarnować. Przedstawię wam nasze wzloty i upadki, nasze życie codzienne które przy stwarza uśmiech na twarzy ale czasem morze łez.