sobota

dzień jak codzień..


*
Dzień zaczął się od gaworzenia Bułeczki, to jest o 4 rano.
Ledwo widząc na oczy podchodzę do łóżeczka i widzę jak małe rączki i nóżki machają w każdą stronę i powiem wam szczerzę nie wyglądają na to aby szły spać dalej. Położyłam ją koło siebie i wsłuchując się w słodkie gug gaga usnęłam a kiedy się przebudziłam to i mały urwis już spał z powrotem.  Łóżko stało się nagle takie wielkie kiedy to zorientowałam się że Tomasa nie ma.
Jest już 7 i słyszę tupot małych stóp, patrzę z za drzwi a Kacperroo chichocząc idzie do pokoju na palcach z myślą że go nie słychać. Mając nadzieję że jednak dzień rozpocznie się miło i może spokojnie, oczywiście mała furia właśnie się rozpoczęła. Z samego rana przyjechał wielki samochód wypompować szamberko (tak mieszkam na wsi i trzeba tego pilnować)i swoim migoczącym pomarańczowym światełkiem zahipnotyzował mi dziecko na 10min. Po jakimś czasie sąsiadki zorientowały się że i u nich by wypadało się zając tym i owym na co Kacperek mało nie wypadł z tarasu aby się dostać do cioci Marty na podwórko, po wszystkim rozpoczęło się moje turnie za synkiem w koło Kurowa, mały karakan postanowił uciec sąsiadkom i sprawdzić zdolności fizyczne mamy. 
Odkąd mam dzieci to zostałam pozbawiona wszelkiej prywatności i tak o to z całą widownią i serenadą( Bułeczka postanowiła dla odmiany troszkę popłakać) biorę prysznic. Pan KAcperro zdążył już strzelić ze dwa fochy o to że mama nie chce zrobić  "myjumyju" tzn. kąpiel  z maluchem, bo mamie się śpieszy gdyż to na 10 umówiona była z Panem od prania dywanów i narożnika. 
Kiedy mała poszła spać wzięłam się za porządki w salonie za jakiś czas spodziewam się przyjazdu teściowej i dziadków z Holandii więc chce aby dom wyglądał jak z obrazka a na ile mi realia pozwolą to się okaże.
Podczas sprzątania Kacperro postanowił zabawić się z kurzem, brudem i zapomnianymi już zabawkami które zdążyły zarosnąć mchem, swoją drogą to aż zdumiewające że w tak młodym wieku można mieć aż taką wadę słuchu, bo jak mama prosi, krzyczy aż w końcu się drze  aby nie włazić tam gdzie jest brudno to akurat w tym miejscu cała zabawa się zaczyna i tak jest już godzina 11 a ja się modlę o powstrzymanie nerwów. Kiedy to miły Pan dociera do nas ze swoim magicznym sprzętem, Kacperro dostaje olśnienia że jeszcze takiego odkurzacza nie widział i koniecznie musi zbadać jego zakamarki, Pan okazał się bardzo cierpliwy i wyrozumiały, jak tylko zobaczył narożnik doznał szoku i pierwsze o co spytał to co się takie stało temu biednemu mebelkowi na co odpowiedziałam:
- Mam dzieci proszę Pana....
i wszystko jasne.
Po kilku godzinnym staraniu się utrzymania Kacpra z dala od magicznego odkurzacza, Bułeczkowa serenada włączyła się po uzupełnienie pustego brzuszka i tak odkryłam swoje super moce bycia w kilku miejscach na raz. Karmiąc Ale latałam za Kacprem a w między czasie robiłam zupkę.
Jak już myślałam że ten dzień jednak okazał się w miarę "spokojny" to kochany kran w kuchni (nie muszę dodawać że to najbardziej potrzebny kran w domu) postanowił się zepsuć i pęknąć.  To przecież jasne że takie rzeczy mogą się dziać tylko w tedy kiedy jestem toootalnie sama (mąż za granicą), postanowiłam poprosić o pomoc teścia i ten niczym rycerz na białym koniu zjawia się wybawiając damę z opresji, która to zaczęła spokojnie myc okna w domu. Kacperro ładuję swoje bateryjki za co dziękuje pięknej pogodzie bo tylko dzięki niej moje dziecko idzie spać na parę godzin. I tak już dobiegła godzina 17/18, staram się małego karakana trzymać z dala od mokrego narożnika a graniczy to z cudem dodając że to perfekcyjny moment na to aby jeść ciastko i pic soczek akurat w pobliżu świeżo upranego mebelka. Możecie sobie tylko wyobrazić moją minę kiedy Kacper siedząc na przykrytym kocykiem narożniku zaczął krzyczeć:
-SSsiiikuuu!!
zdążyłam...ufff a miałam już lekki zawał. W między czasie zdążyłam nastawić około dwóch,/trzech prań, zawiesić firanki i zasłonki. Doprowadziłam kuchnie do stanu perfect, sądzę że test białej rękawiczki został by zaliczony!, salon lśni, Bułeczka grzecznie poszła spać a Kacperro po wstępnej krucjacie po domowej w końcu kimną, a ja?! A ja patrzę się w dwa pojemniki z czystym praniem z nadzieją że może jakaś nowa super moc uaktywni samo składanie się ciuchów...Oj zapomniałam wspomnieć o Lu, ona została nakarmiona, wygłaskana i wypadało by zawołać ją do domu aby spała na kocyku. 
Do zobaczenia w sumie to dziś bo dziś dzień pełen odwiedzin ehh a jest już 00;15 a pranie nie złożone...tak mało czasu a tak wiele do zrobienia...Dobranoc...

2 komentarze:

  1. Anonimowy16.6.13

    Kobiety są cudowne i fascynujące, chodzą e cyborgi które zniosa wszystko. Robią tysiąc rzeczy naraz, mało tego pamiętają o wszystkim. Spokojnie nie siada do póki nie zrobią wszystkiego :) siostra trzymaj tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy16.6.13

    Klaudia, podziwiam Cię. Chciałabym mieć w sobie tyle samozaparacia zeby to wszystko porobić w jeden dzień. Ja niestety po pracy ledwo daje rade wyprasować pranie.
    Cienias jestem przy Tobie.
    Podziwiam Cię. Mam nadzieje, że i ja dojde do takiej perfekcji jaką Ty opanowałaś.
    O.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za przeczytanie posta. Dla mnie liczy się każdy komentarz. Przemyślę go i przeanalizuję. Bardzo mi miło, że poświęcasz tu swój czas. Pozdrawiam