czwartek

...Zombi przebrane za człowieka....

*

Rozpoczął się huk medialny. Wszędzie Halloween, niczym Boże Narodzenie. Miesiąc wcześniej w sklepach dynie, koty z wykrzywionym kręgosłupem, czarownice i duchy w oknach.
W końcu jest na czym zarobić.
Z tym że Halloween jest już od dawien dawna, to czemu do Polski przybył dopiero teraz?!

Co to jest, to całe Halloween? 
Po historię powstania tego święta, zapraszam do cioci Wikipedi. 

Troszkę się wciągnęłam, dałam się podejść tej całej zabawie. Opowiem wam o moim przebraniu. 
Przedstawię wam strój człowieka, który przyodziewam codziennie.

Od czego się zaczyna? 

A od tego, że jak każdy umarlak mam swoją trumnę (łóżeczko). Codziennie
jestem brutalnie wyrywana ze snu wiecznego i zaganiana do przygotowania mózgów na ciepło.
Kiedy pozbieram członki do kupy, idę do łazienki przygotować swoje przebranie.


Pacze w lustro i wiem że to był błąd!
Zielonkawo-biała cera, dziwny swądek, sińce pod zapadniętymi oczodołami, fryz nie z tej epoki, usta wysuszone i zmarchy!!!!

Powolnymi ruchami, co to by mi ręka lub noga nie odpadła(zdarza się) wchodzę pod prysznic. 
Zmywam z siebie pajęczyny i robale, te co mnie w trumnie powoli zjadały i bezskutecznie muszę dodać.
Kiedy już ciało stało się białe (zieleń z wodą zeszła), sięgam po pomoce dydaktyczne!


Dochodzimy do umiejętności budowlano-architektonicznych. Wpierw gruncik trzeba rzucić, żeby powierzchnie ujednolicić.

Szpachla, szpachla i jeszcze raz klej zakończony tapetą. Troszkę koloru, kamuflażu, tam się naciągnie a tam podciągnie. Efekt końcowy?


Niby człowiek, no tak mi się wydaje. Ludzie nie uciekają. Zapach całkiem przyjemny, bo czekoladowy i włos w kuc zaczesany. Inaczej się nie da, dzieci ograniczają możliwości fryzjerskie.Także można wyjść na ulicę. 

Mąż, dzieci i reszta rodziny obchodzą ze mną Halloween każdego dnia. HA! 
Co tam 31, co tam jeden dzień z kalendarza, jestem wyjątkowa..ha!

Zaraz wracam do swojej trumny, takiej przyjemnej i chłodnej, ale najpierw poproszę męża o pomoc.
Ktoś ten badziew zeskrobać musi. 

Pozdrawiam, pomysłowość na pierwszym miejscu musi być! A nie czarownica, kocica czy inne takie!
Życie codzienne uczy nas fantazji.

....................................................................................................................

I z pozdrowieniami dla kochanego dziadka(który jest tu stałym bywalcem), prawnuki. 

Ala zjadła strasznego duszka a Kacperro postanowił wyglądać jak stary człowiek, stary i zmęczony.



!!! HAPPY HALLOWEEN !!!
 

Sta­now­czo za­mie­rzam, gdy przyj­dzie na mnie czas, wy­zionąć ducha przy jak naj­mniej­szej po­mocy ze stro­ny me­dyków, a póki co - hu­laj mo­ja niegodzi­wa duszo.  Albert Einstein

poniedziałek

Mama czyta, Tata czyta, a co czyta? ......Podbijamy Nałęczłów.

*

O akcji "Cała Polska Czyta Dzieciom" usłyszałam jak jeszcze byłam nastolatką.
Od razu pomyślałam, że jak będę miała dzieci to co wieczór zamierzam czytać im książki, albo opowiadać bajki.

Z moimi rodzicami bywało różnie.
Tata w pracy, a mama miała więcej zajęć innego typu. 
Kiedyś postanowiła nam (mi i siostrze) poczytać, ale pomysł okazał się felerny.
Bo kto czyta dzieciom kryminały przed snem?! Moja mama, ot kto. 

Mieszkałam w domu przepełnionym książkami. Przeróżnymi, od kryminałów(to już wiemy) po wojenne.
Tata uwielbiał "Szwejka" i "Czarne stopy", Mama "Lalkę", "Noce i Dnie"itp. 
W domu był każdy rodzaj i nawet coś dla najmłodszych.
Pamiętam jak dziś, małą niebieską książeczkę z bobasem ciapciającym wszędzie kaszką," Hej mamo, hej tato, hej wszyscy!". Jest to króciutki opis perypetii maluśkiego łobuziaka.
Ku mej radości właśnie odnalazłam ją tutaj !!!!! (warto zobaczyć).
W szkole zawsze to ja czytałam lektury i klasa miała oparcie we mnie. Zawsze zwarta i gotowa. Gradobicie pytań nie było mi straszne. No chyba że doszło do "Krzyżaków", tego nie podołałam i jest to jedyna książka, przy której usypiam jak małe dziecko. 
Pasja czytania pozostała mi po dziś dzień. Teraz raczej czytam o wychowywaniu dzieciaczków, o ich psychologii i emocjach. Poradniki dla rodziców itp.

Gdy Kacperro pojawił się na świecie, z niecierpliwością czekałam na moment kiedy zacznie co nieco rozumieć. Jak stuknęło mu dwa latka, sięgnęłam po pierwszą książeczkę. 
Była to książka autorstwa Gościnnego i Sempe " Nowe przygody Mikołajka". 
"Mikołajek" był również ukochaną książką mojego taty i przekazał mi zamiłowanie do niej. 
Jest to naprawdę zabawny zbiór opowiadań o małym chłopcu, jego rodzicach i przyjaciołach. 
Napisana jest w bardzo żartobliwy sposób. Jednak, że jest to książka pochodzenia francuskiego, to imiona co niektórych  kolegów Mikołajka, są bardzo skomplikowane. 
Prosta grafika, zabawna treść. W sam raz dla dziecka! 
Z czasem, pod poduchę zawitał Pan Andersen, ale jakoś nie przypadł Kacperkowi do gustu. 
A jeżeli nasz mały terrorysta nie chce spać, to wyciągamy "ciężką artylerię" Pana Oscara Wilde. Ci co znają "Doriana Graya", już wiedzą że te bajki mają swój specyficzny klimat. Są to opowieści bez happy endu, ciężkie ale mimo to, mają coś w sobie.

I tak książki weszły w KAcperra i nasze życie codzienne. 
Dziadkowie za miast zabawek kupują mu książeczki edukacyjne, co bardzo sobie chwalę. Wole aby moje dziecko rozwijało się przy fajnych, rozkładanych książeczkach, niż przy pluszaku który zostawi w ciągu 5min, gdzieś w kącie.
Naszą ulubioną jest książeczka pisana wierszykiem, o dobrym wychowaniu. 
Lubię książeczki dla dzieci z twardymi stronami. Ala może spokojnie oglądać obrazki, bez wyrywania stron. Ave, dla tego który to wymyślił. Są czytelne, kolorowe, i "niezniszczalne".


"Puszysty królik" i " Na Wsi" ma jeszcze ciekawy bonusik. W środku, niektóre elementy są wykończone miękkim futerkiem. Imitują sierść zwierzątek.Taki miły dodatek, który bardziej zachęca do przeglądania stron.
Swoją bibliotekę powiększamy z miesiąca na miesiąc. Ciesze się kiedy Kacperro sięga po książkę i biegnie do mnie, albo do Nenka i krzyczy:
- Cytać,Cytać..!!!
W tedy wiem, że udało mi się coś dziecku przekazać. Rozwijam jego fantazję.
Fajne uczucie. 


„Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła”
W.Szymborska
....................................................................... * .....................................................................


W dnie takie jak Niedziela, słoneczne i bezchmurne, uwielbiam spędzać w parku. Może to być park w Puławach jak i ten w Nałęczowie. Ale że spacer miał być zakończony słodką niespodzianką to wybraliśmy mekkę osób starszych i schorowanych. 

 

Nałęczów to piękne miejsce na spacery. Zawsze w weekendy ludzie z okolicznych miast przybywają tu po chwilę spokoju. 
Mija się to z celem, bo skoro każdy tu przybywa, to jak już można się domyślać, są prze ogromne tłoki, korki na chodnikach i zalewa nas ogromna fala spacerowiczów.
Możne też natknąć się na ciekawych ludzi. Cudnie śpiewających artystów i mile wyglądających "kolegów" robiących sobie słit focie w liściach, pod liśćmi, pod drzewami i z kaczuchami a w ogóle to jesteśmy tacy fajni i fashion ( Nie krytykuję, to naprawdę było zabawne i słodkie za razem).

Jak już wspominałam na fb, można też zaobserwować wiele anomalii. Dla przykładu: mamy 20stopni a ludzie poubierani w futra i kożuchy, a do tego wełniane czapy i szaliki!!!

Ale jest tam też sporo łabędzi i kaczek, które są atrakcją stawu. Mina KAcperra na widok łabędziątka jest bezcenna.

Godne pisku i krzyku były również kaczuchy.


Nie zabrakło też tych posągowych!!


Zaskoczyło mnie również to, że w sumie było tam wiele dzieci. Ale każde jedno stało obok rodziców i  ani rusz od nich.
My postanowiliśmy dać dziecku trochę swobody. Zero samochodów, psów i innych niebezpieczeństw, to czemu maluch miał by nie poszaleć?! Tak więc, KAcperro szalał, biegał, fisiował i wariował!! Pływał w liściach, skakał w dołkach i uciekał przed Nenkiem. 
Słyszałam wiele komentarzy:
-Boże jakie rozgolaszone!
- Jak On biega, zaraz upadnie!?
- CHCE TAKIEGO SYNA!!Zobacz jak On biega, jak szaleje!! 
I ten ostatni komentarz zrobił na mnie wielkie wrażenie. Miłe i fajne słowa.
Oburzona mamusia że mój syn lata samopas, córcia przy nózi a mąż zanudzony z wrażeniem wpatrzony w Kaceperra i latającego za nim Tomasa. 
Dzieci powinny czuć się wolne, w takich miejscach jak park. Powinny się wyszaleć a nie reprezentować kindersztube. Ale to jest tylko moje zdanie. Mi było miło patrzeć na szczęśliwe dziecko.



Bułeczka też z nami była, ale przez zmianę czasu ominęła ją drzemka. Z tego też powodu była bardzo niezadowolona. 
Spacer był super. Zakończył się lodami w przepysznej cukierni, Alunia nawet rożka dostała i spałaszowała go w mgnieniu oka. Ma dziewuszka apetyt. 
Dla takich dni warto żyć i warto mieć rodzinę.

Zapraszam na swój FP na facebooku. i na wyprzedaż ciuszków i artykułów dziecięcych.


środa

aaaaa psik!!

*

Teraz pogoda zaczęła wariować. Raz jest zimno i plucha, a raz ciepło i słonko świeci. 
Aura w sam raz na katary, grypy i inne choróbska bliżej nie określone. 

U niemowlaków jest ciężko. Głównie wszystkie choroby mają swój początek w nosku. 
Smarkanie nocha co 10min, a wiadomo jak to z maluchami jest. Płacz, pisk, histeria, krzyk, a na widok gruszki oczy robią się jak spodki.  
Mama cała mokra, Tata trzyma dzieciątko, głowy pękają od myślenia: 
- Jak tu dziecko podejść? Bez zbędnej paniki??



Na ratunek przybył KATAREK
I mówię serio, nie żartuję. Żadna gruszka i automatyczne aspiratory( takowy posiadałam) nie umywają się do tego. 
Katarek to innowacyjny aspirator dla dzieci od pierwszych chwil życia. 
Prosta sprawa, łatwa obsługa i świetna zabawa!!. 

Aspirator składa się z długiej gumowej, przeźroczystej rurki, 
Jeden z końców(D)  łączymy z ODKURZACZEM a drugą końcówkę(C i B i A) z zasmarkanym noskiem. W pudełku znajdziemy również szczoteczkę do czyszczenia, karteczki do kolorowania dla dzielnego pacjenta( super forma zabawy w lekarza) i instrukcja obsługi. 



Najpierw byłam przerażona tym pomysłem, aby aspirator łączyć z odkurzaczem. Jak Tomas patrzył co robię, sądził że zwariowałam. A robiłam wszytko zgodnie z instrukcją!! 
Jednak zaryzykowałam, a Kacperro oszalał na punkcie smarkania noska!
Synio kocha odkurzać i wydaje mi się że dźwięk odkurzacza odgrywa tu znaczącą rolę, więc takie czyszczenie dróg oddechowych stało się dla niego czymś przyjemnym.
Bułeczka też polubiła ten sposób. Z uśmiechem na twarzy daje sobie usunąć zanieczyszczenia. 
Mama szczęśliwa, Tata happy i dzieci nie wrzeszczą, no chyba że z radości. 

A i czyszczenie jest całkiem łatwe. Ja rozkładam aspirator na części pierwsze i wkładam do zmywarki. 
Podoba mi się również to że w zestawie są dwie końcówki do noska. KAcperro ma swoją i Ala też. 
Bardzo miło nas zaskoczył ten wynalazek. Polecam i wam. Cena nie jest wygórowana a zapewniam że wystarczy na długo. Zachęcam do zakupu.
A tutaj możecie przeczytać inne opinie na ten temat. 


Spotkał katar Katarzynę -
A - psik!
Katarzyna pod pierzynę -
A - psik!

Sprowadzono wnet doktora -
A - psik!
“Pani jest na katar chora” -
A - psik!

Terpentyną grzbiet jej natarł -
A - psik!
A po chwili sam miał katar -
A - psik!

Poszedł doktor do rejenta -
A - psik!
A to właśnie były święta -
A - psik!

Stoi flaków pełna micha -
A - psik!
A już rejent w michę kicha -
A - psik!

Od rejenta poszło dalej -
A - psik!
Bo się goście pokichali -
A - psik!

Od tych gości ich znów goście -
A - psik!
Że dudniło jak na moście -
A - psik!

Przed godziną jedenastą -
A - psik!
Już kichało całe miasto -
A - psik!

Aż zabrakło terpentyny -
A - psik!
Z winy jednej Katarzyny -
A - psik!
Jan Brzechwa-"Katar"

czwartek

Łacina podwórkowa...Mamo, Tato - co ty na to?

*

Do napisania tego posta zainspirowała mnie notka i komentarze na Fb.
Zdałam sobie sprawę, że jako ludzie i  rodzice, nie zwracamy uwagi na pewne rzeczy. 

Jakaś część naszych kochanych Mam blogujących przyznała się, bez bicia, że przeklina. 
I mogła bym tu wstawić wiele odnośników do ich stron z danym postem. Ale po co?
Sama klnę i to często. Zdarza mi się, święta nie jestem. 
Zdarzało się moim rodzicom, dziadkom, jak mężowi. Politykom, profesorom, głowom państwa, ludziom wielkim ogółem mówiąc. Nie oszukujmy się, każdemu z nas się zdarza. Niema co zaprzeczać.  

Przekleństwa towarzyszą nam przez całe nasze życie. 
Pamiętam, jakby to było dziś. Religia, zdaje mi się że w gimnazjum, miałam w tedy super księdza. Miło słuchało się tego co ma do powiedzenia. Miał charakter, ale i język cięty. Nie wstydził się tego, może to i nie pedagogiczne ale było skuteczne. Jak nie słuchaliśmy, to dostaliśmy jobów* i spokój nastał. 
Historia powtórzyła się w liceum. Lekcja chemii, to było coś. Tyle śmiechu i  nauki w jednym. Ktoś nie umiał czegoś, to się profesor naklął na takiego delikwenta i na dzień następny, wszytko już było obcykane w małym palcu.

Przekleństwa wyrażają wiele emocji, tych pozytywnych i negatywnych. A niektóre brzydkie słowa używamy nawet  jako znak interpunkcyjny. 
W poezji nawet znajdziemy parę takich słów. Nie są w stanie zastąpić żadnych innych. 

Wszyscy swobodnie i bezkarnie chodzą i przeklinają. Rzucają słowa na wiatr. 
Idziemy chodnikiem, w sklepie, lub znajdujemy się w innym miejscu publicznym. Rozmawiamy z kimś lub gadamy przez telefon i czujemy się sami, czujemy się swobodnie. Mówimy co mówimy i nie zwracamy na to uwagi. W koło jest pełno ludzi. Nie patrzymy na to że pośród nich są i dzieci. 

Śmiejemy się z przekleństw, dodajemy je do dowcipów. Znamy ich znaczenie. 

Przychodzi taka chwila w życiu  rodziny, że jedno z maleństw powtarza każde usłyszane słowo.

Uczy się mówić i rozumować znaczenie tych słów. Czujemy się dumni z wypowiedzianych poprawnie zdań.
I nagle rozczarowanie, kiedy usłyszymy: - Kuna nać!


Mama patrzy na tatę, tata patrzy na mamę. Oczy wielkie ze zdumienia robią. Szok, lekkie śmieszki i dochodzimy do tego, że u babci, w szkole lub innym miejscu może powiedzieć to samo. 
My będziemy się z tego tłumaczyć a nie dziecko. Ono nie rozumie. My musimy powiedzieć co oznacza to słowo.
I weź proszę, teraz uważnie przemyśl to co napiszę. 
Pytam się Was wszystkich, jak i samej sobie zadaje to pytanie. 
Jak mam wytłumaczyć dziecku, że przekleństw nie należy mówić? Skoro są obecne wszędzie!! Każdy mówi te brzydkie słowa! Dziecka autorytety i wzorce osobowe również! Ciocia, sąsiad, sąsiadka,Pani i Pan w sklepie, dziadek i babcia, mama i tata, siostra i brat.
Więc jak mam powiedzieć, że jest to złe. Że nie należy tych słów powtarzać. 
Odpowie mi : - A dla czego nie? Inni mogą, a ja nie?
No właśnie. A dla czego nie?
Bo nie wypada? A innym wypada? 
Kurcze, jest to bardzo zagmatwane. Przez błędy jakie popełnia każdy z nas, rodzic ma właśnie taki problem. I musi się z nim zmierzyć. Musi wyjaśnić dziecku, że mimo wszytko niewolno i są to bardzo brzydkie słowa.
Że rodzicom jest wstyd jak je powtarza.

Chcemy zmieniać świat. Chcemy aby żyło nam się lepiej i chcemy aby naszym dzieciom było wspaniale.

Kiedyś ktoś bardzo mądry udzielił mi życiowej rady. 
" Chcesz zmienić świat, zacznij od siebie. Napraw swoje błędy, napraw siebie. Zawsze zaczynaj od siebie." (niedosłownie słowo w słowo, ale ogólnie o to chodziło)

Albo przekleństwa są złe i nie należy ich powtarzać, albo przeklinajmy tak jak do tej pory i nie czepiajmy się dzieci kiedy powtarzają te słowa. Jak zrozumieć coś co robi nam wodę z mózgu? 
Mama mówi nie, że to nie ładnie. A np. nauczyciel w szkole co drugie słowo wrzuca coś brzydkiego. 










wtorek

Kradzieju zastanów się dwa razy!!..

*

Chodzi taki szperacz i szpera w internecie. Szuka, szuka i znaleźć nie może. 
Czego On szuka? Czego znaleźć się nie da? 

Aż natknie się na zdjęcie, na którym jesteś ty albo twoje szczęście. Klika lewym przyciskiem myszy, zapisz jako, i już ma. Co z nim zrobi? Gdzie go doda? 
Na tym cały problem polega.

Dodajemy zdjęcia na różnych portalach, blogach, ogółem mówiąc gdzie tylko się da. Tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy jakie to ma znaczenie. Chcemy się pochwalić miłymi chwilami i szczęśliwą rodziną, jakimś zakupem albo zwykłą pierdołą. Klikamy, dodajemy i szczęśliwe jesteśmy że inni powielają nasze szczęście. 
Tylko pora sobie uświadomić pewne sprawy z tym związane. 
Dodając takie zdjęcie( i nie ma to znaczenia gdzie) trafiło ono do świata wirtualnego. Stało się ogólnodostępne. Może zobaczyć je każdy. A co kryje się pod słowem każdy? Na to odpowiedz sobie sama/sam.  Ważną rzeczą jednak jest, że każde zdjęcie, aplikacja, grafika itp, ma swojego właściciela. Co oznacza, że jest czyjąś własnością!! 
Jak idziemy do sklepu, to za zakupy płacimy. Bierzemy banana i nie idziemy dalej w swoją drogę, tylko zwracamy właścicielowi koszta za owy produkt. 
Zabierając banana ze sobą i nie płacąc za niego, najzwyczajniej w świecie okradamy drugiego człowieka. Z internetem jest tak samo. To nie worek bez dna. Ten worek tworzymy my, ludzie. Jego zawartość to przeważnie nasze życie, praca, hobby. I czy według Ciebie, niema to wartości ?

Jeżeli jednak taka sytuacja ma już miejsce, i np. Twoje zdjęcia zostały wykorzystane bez Twojej wiedzy i zgody, możesz posłużyć się takim pismem:
Lublin, dnia ….. …2013 r.
…………………………………….
Działając bez jakiejkolwiek podstawy prawnej, mojej wiedzy i zgody, wykorzystał/a Pan/i na potrzeby sprzedaży internetowej, prowadzonej za pośrednictwem portalu internetowego „Allegro”,  fotografie w formacie cyfrowym mojego autorstwa oraz zawierające wizerunek moich dzieci /mojego dziecka. Wspomniane działanie stanowi naruszenie zarówno prawa autorskiego do przedmiotowych fotografii, jak również, godzi w prawa do wizerunku. Nadmienione naruszenia stanowią podstawę do dochodzenia stosownych roszczeń majątkowych i niemajątkowych, unormowanych przede wszystkim przepisami Kodeksu cywilnego oraz ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (tekst jednolity: Dz. U. 2006 r. Nr 90 poz. 631, ze zm.).
Mając na uwadze fakt naruszenia praw autorskich, prawa do wizerunku i dóbr osobistych moich dzieci/mojego dziecka, a także przepisy Kodeksu cywilnego i ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych w z y w a m Pana/ią do zaprzestania dalszego wykorzystania przedmiotowych fotografii i posługiwania się wizerunkiem moich dzieci/mojego dziecka. W sytuacji nie zastosowania sie do powyższego żądania wysunę roszczenie o zapłatę stosownej kwoty. Kwota stanowić będzie odszkodowanie (zadośćuczynienie) służące naprawieniu szkody wyrządzonej naruszeniem praw i dóbr osobistych moich dzieci. Jednocześnie zastrzegam, że kwota odszkodowania zostanie  skalkulowana w ramach wstępnego szacowania zakresu Pana/i odpowiedzialności majątkowej, co oznacza, że w przypadku konieczności przymusowego dochodzenia naprawienia szkody na drodze sądowej, zastrzegam sobie prawo określenia wyższej wartości odszkodowania.
...............................................................

Jeżeli potrzebujesz jakiegoś zdjęcia, grafiki i znalezłaś/eś ją w internecie to zapamiętaj sobie że: 
Umieszczenie takiej aplikacji wymaga zgody osoby która się na niej znajduje!!!

Wszystkie rzeczy umieszczone w internecie mają swoje prawa, kodeksy i zabezpieczenia. 

Jeżeli uważasz, że sprawa jest błaha i nie da się jej wygrać bo sąd odpuści, albo jedna ze stron zrezygnuję to zapraszam do przeczytania tekstu o takowej sprawie, dodam że wygranej.

Pamiętajcie, że macie swoje prawa. Wasze rzeczy również takie prawa mają. 

Jeżeli chcesz zapobiec, chociaż w jakimś stopniu kradzieży swoich treści to postępuj zgodnie z zaleceniami pod spodem. 
Czynności są proste i zajmują kilka minut. Blokowanie treści, tyczy się blogowiczów na blogspocie.

1. Wchodzisz w Szablon i klikamy edytuj kod HTML 
 

Po wklejeniu zapisujemy szablon. 

A Jeżeli chcesz zablokować poszczególne zdjęcia, musisz to zrobić, oddzielnie na każdym zdjęciu w danym poście. Wszytko, krok po kroku jest wyjaśnione tu.


O całej akcji, głośno i wyraźnie zaczęła mówić Makóweczka. Obszerniejszy tekst, wraz z wyjaśnieniem kodeksów karnych znajdziecie na jej stronie
Dziecinna rewolucja popiera tą działalność i przyłącza się do niej. 
Pamiętajcie, nie kradnijcie!! Dajecie przykład dzieciom i innym!!.

piątek

Buntownik.....z wyboru?

*

Patrze tak w sufit i zastanawiam się, 
-Boże czy to taka próba dla mnie? To taki właśnie masz plan? Co z Ciebie za perfekcjonista? Jak byś był idealny i wsze wiedzący, to wiedziałbyś że cierpliwość to moja ostatnia z cech.

Codziennie, co pięć do dziesięciu minut jestem testowana. 
Codziennie moje życie wisi na włosku. Jak nie leci w moim kierunku klocek, to łyżeczka z czekoladą typu nutella, a czasami bywa to misiek, samochodzik, telefon komórkowy, kręgiel, kot, mokra gąbka,ogólnie gąbka, szczoteczka do zębów....itd.

Plany moje co do spędzania dnia, są wielokrotnie niwelowane. 
Chce Matka na spacer pójść z mężem no i dziećmi, rzecz jasna.
I cyrk się zaczyna. O ubiór, o bucik, o majtki i czapkę o spodnie i kurtkę, po wyjście na golasa. 
Jak już lwy i słonie do klatek zagonione, to można "niby"wyjść.
Furtka zamknięta, problemów ciąg dalszy. Z Tatą za rękę, czy z Mamą? Uczepić się wózka? A może latać jak opętaniec po całej okolicy? Ostatnia opcja najbardziej przypadła do gustu. 
AAAaa no zapomniała bym,  dodajmy do tego oszalały okrzyk niedźwiedzia zarzynanego.
Kiedy uda nam się już wszytko ustalić i nawet parę kroków poczynić, z za rogu murek ujawnia swój byt i obojętnie niemożna obok niego przejść, trzeba wskoczyć, potknąć się i parę kwiatków zdeptać(po drugiej stronie murka). Pokazać swój sprzeciw, bo Mama gdzie indziej chce iść.
Potem już pole(czyjeś!!). Miejsce fantastyczne, poganiać można i trawę udeptać. Dać upust energii, która rozpiera..Gdy wszyscy czekamy, zniecierpliwieni, Tata pod ramię łobuza wziąć musi, aby "wyprawa" mogła trwać dalej. Nagle ulica, bez chodnika (taki wyczyn). Mama z wózkiem i Bułeczką a Tata stara się Kacperra okiełznać...bo?....bo cmentarz zobaczył, a tam tak fajnie. Można się drzeć i biegać i umarłych obudzić, bo czemu by nie? 
Mama się poddaje, zawrotka do domu. Ręce opadły, nie dało się dojść do celu. Powrót nie lepszy, ale miejsca za mało aby ponownie historię pisać całą.(Coś mi się na nie świadomce rymuje...)

Mamy wyczekiwany Wtorek. To już inna historia. Mama planowała grę w piłkę. Nadzieje miałam, że maluch się wyszaleje i może da nam pospać z godzinkę dłużej. 
Bułeczka zajęciami w Socatotsie zachwycona. Tu nóżką ruszy, tam łapką pomacha, uśmiech od ucha do ucha, aż spojrzy na brata. A braciszek oszalały, pędzi po sali jak ferrarri (mąż wymyślił;p), ale w sumie pasuje bo tak to wyglądało. Krzyczy rozdarciuch, i się nie słucha. Raz Mama prosi o spokój, a raz Tata. Pani załamana, dzieci przykład biorą z niezbyt odpowiedniego "wzorca". Więc gdy mija 10min, sprawa załatwiona. Powrót do domu, pełen płaczu i wymysłów. Czego to się dziecku nie chce, koniec końców 10km od domu, Kacperro przysypia. Ogólnie mówiąc Socatots spełnił swoje zadanie, bo dziecko spało aż do 6. 
Uprzejma Pani, zadzwoniła do mnie dnia kolejnego i spytała się o Kacperra. Powiedziała, że zdarzają się i takie ewenementy i abym się nie zrażała tylko przyszła za tydzień raz jeszcze i zobaczymy co z tego będzie. No i mam nadzieje że w tedy będę mogła napisać obszerniejsze relację. 

Ogółem mówiąc mój mały miś ma coś za dużo pszczółek w nosku.
Zazdrość daje się do znaki codziennie. 
Jak już na Fb wspominałam, do domu przyjechała brakująca połowa rodziny. I tam też jest słodki, mały urwisek. Myślałam, że skoro M( tak będę urwiska nazywać tutaj) jest starszy od Bułki ale nieco młodszy od Kacperra to mój synio ochoczo będzie się z nim bawił.....porażka.....w sumie do kwadratu. Jak by mógł zachowywać się jak piesek albo wilk to zapewne zaznaczał by swój teren, zabawki, siostrę i inne śmieci. 
Wszytko było jego. Od śmiecia na podłodze, którego omijałam i zdążył już obrosnąć kurzem po filiżankę z kompletu gdzie chyba było ich z dziesięć. Niczym M na spokojnie pobawić się nie mógł.
Wyjechali i Kacperrowi nie przeszło. Bułka ma ogółem mówiąc przesrane, ale że skubaniutka ma takie tony w pisku że każdego powala, to braciszek czasami ulega. 

Spanie na NIE!, jedzenie na NIE!, prośby na NIE! i groźby też. Szalenie jak wariat po całym domu, krzyczenie, bicie, kopanie i robienie na przekór to ostatnio jest w modzie. 

Ale bez przesady, zdarzają się i chwile kiedy Bułce chrupka sam z siebie da, przytuli ją a nawet pobawi się przez jakiś czas. Wspólna kąpiel jest nawet do przeżycia, i szuranie Bułeczką o podłogę też bawi i uśmiech na twarzy tworzy. Jak czegoś chce...bardzo...to i nawet powie: 
- <tu wstawić oczy kota ze Shreka> Plosie baldzo ladniee o cucielka, żelka, bułkę z latką.

Podsumowując, z mężem działamy. Siedzimy,czytamy, tłumaczymy, no coś w kierunku lepszego wychowania robić chcemy. Analizujemy błędy, jakieś postępy, szukamy złotego środka na poskromienie buntownika.  Czy nam się uda? I kiedy ocenić to można? Jak coś zauważymy od razu o tym poinformujemy.  











„Buntownik kieruje swe oburzenie raz przeciw jednej, drugi raz przeciwko innej niesprawiedliwości, rewolucjonista konsekwentnie nienawidzi tego samego. W buntowniku jest coś z Don Kichota, rewolucjonista to biurokrata utopii. Buntownik jest entuzjastą, rewolucjonista fanatykiem, Robespiere, Marks, Lenin, byli rewolucjonistami; Danton, Bakunin, Trocki - buntownikami. Bieg historii zmieniają przeważnie rewolucjoniści, ale niektórzy buntownicy odciskają na niej trwalszy, choć subtelniejszy ślad. W każdym razie buntownik, mimo wszystkich swoich nużących tyrad i wybuchów entuzjazmu, jest sympatyczniejszy od rewolucjonisty.” - Artur Koestler