środa

Przekupki i zębowe wróżki...

*
Dzisiaj opowiem wam w jaki sposób radzimy sobie na zakupach z dzieciaczkami, z przyjmowaniem leków i wynagradzaniem za dobre uczynki(zachowanie, itp.). A do tego, jak dbamy o ząbki i czym myjemy, co mówi Pan dentysta i jak idzie nam ząbkowanie.

*

Wyjaśnię wam co oznacza u nas przekupka. 
Przekupka- forma szantażu dziecięcego.Przeważnie jest to smakołyk lub ciekawie wyglądające piciu.
Bez przekupki, niema życia, jest tylko histeria, płacz i ciągle powtarzane :
- daaaajj!!!

Jak każdego rodzica, marzeniem jest spokojne robienie zakupów z dziećmi w roli głównej.My (ja i Tomas) też się zaliczamy do tego marzenia. Chcielibyśmy bez obciachu i pośpiechu zrobić co do nas należy i wrócić do domu z uśmiechem na twarzy. A wiadomo że z tym bywa różnie a najczęściej kończy się to fiaskiem.
I tak pewnego dnia, zdesperowana i zmęczona krzykiem Kacperra postanowiłam poszukać "przekupki". Coś nie za drogiego, nie za dużego i coś co zajmie go przez ten czas kiedy my będziemy biegać od półki do półki. I bingo!! 
Znalazłam w dziale dziecięcym małe okrągłe wafelki ryżowe hippy. 
Przeróżne smaki, opakowanie cieszy oko i sam wafelek jest kolorowy a do tego całkiem smaczny. Cena jest nieco wyższa niż zwykłe chrupki ale warta chwili spokoju. I to właśnie jest nasza zakupowa przekupka. 
Kacperro siedzi grzecznie w wózku i zajada, przyglądając się słonikowi i owockom na opakowaniu. A od czasu do czasu powie:
-jesceeeee...
Rodzic spokojny i dziecko też w miarę ciche.
A jeśli chodzi o Bułeczkę. No cóż tu mam 7miesięczne dzieciątko, jedyne czego chcę i potrafi to zakomunikować dość głośno i jasno, to na ręce do mamy. Tu forma przekupki na razie się nie sprawdza. Gryzaczki, zabawki, szeleszczące "pierdołki" lecą, henn, henn daleko za wózkami, za półkami. Więc na rączki i koniec, lecz większość czasu potrafi ( na szczęście) przespać.
Do sklepu jeździmy raz w miesiącu. Robimy spore zakupy i kupujemy to co da się zamrozić lub przetworzyć. Koniecznie z listą. Bez listy nie ma zakupów. Wierzcie mi, próbowałam i zawsze kończyło się brakiem połowy artykułów. Zresztą coraz częściej spotykam w marketach rodziców, zabieganych między półkami z dziećmi i listą. Tak przynajmniej, można się podzielić z mężem taką karteczką, wziąć dwa wózki i jazda, spotkanie przy kasach. Oszczędza to czas i dzieci nie męczy a innym klientom, puchnących uszu. I wszyscy są zadowoleni. 

Miłością Kacperka, od pierwszego spróbowania są żelki. Poza żelkami świata nie widzi. I czy dostanie jednego, czy cały kilogram, zje to w mgnieniu oka. Ostatecznie wyciumka i poprzykleja w co tylko się da. 
Z czasem, musieliśmy mu ograniczyć spożywanie tej małej przyjemności, gdyż jego ząbki rozpoczęły protest. Musiałam poszukać zamienników.I tak zamiast pustych żelków, odnalazłam witaminy w takiej właśnie postaci. A do tego za każde dobrze wykonane zadanie, czy grzeczne zachowanie, otrzymuje jednego małego( a niekiedy tyci tyci) żelka.Przyjmowanie leków za żelka stało się łatwizną. Ostatnio jak mały miś chorował, dostał prze okropny antybiotyk.Lekarz aż się mnie pytał jak mały to przeżył bo dzieci przeważnie wymiotują po nim. Na co ja z wielkimi oczami i zdumieniem, odpowiedziałam.
-Potęga żelka Panie Doktorze. 
Przed każdym lekiem, który ma Kacperro połknąć w drugiej ręce trzymam żelka i tak bez krzyku i zbędnych dyskusji wypija co ma wypić i dostaje nagrodę.
 Kacperro zadowolony i mama z tatą też. Czasami jak załapie że dobrze coś zrobił to zaraz maluje mu się na twarzy cudowny, podstępny uśmiech i przypomina rodzicom :
-ŻŻeeelkaaa!?
 
I tak to już musi być, że cukier, "przekupka", zaczęła powoli acz intensywnie zbierać swoje żniwa. Na ząbkach zaczął osadzać się kamień i inny syfek. Nenek postanowił reagować i słusznie. Zaprowadził Kacperka do dentysty. Maluch grzecznie otworzył paszczękę i pozwolił obejrzeć ząbki. Pan Dentysta powiedział co mamy robić i jak zapobiegać powstawaniu takich defektów. 
Kacperek myte ząbki miał od samego początku(Czyli od momentu pojawienia się pierwszego ząbka). Stwierdziłam że im wcześniej zapozna się ze szczoteczką i pastą, tym lepiej dla niego. I myślałam że lepiej dla ząbków ale jak widać, myliłam się.Uczyłam go przez obserwację. Podczas kąpieli patrzył się na mnie albo na Tomasa i powtarzał po nas lub szczerzył zębicha i mama z tatą mieli się brać do dzieła.
Swoją przygodę rozpoczął z pastą elmex i miękką szczoteczką.
Bardzo dobra pasta dla maluszków. Świetnie czyści ząbki i nie wiele jej trzeba przez co idzie w parze z wydajnością. Cena waha się od 16zł do 22 zł, tania nie jest, ale na prawdę skuteczna. Smak ma dość niecodzienny i wydaje się lekko mocna co czasami odrzuca Kacperka, ale siłą przekonania przez Tatusia, ząbki są umyte.
Minusy - cena i smak.
Plusy - wydajna, bardzo skuteczna.
Aby od czasu do czasu wprowadzić małą zmianę w paście to zakupiłam maziajkę.
Jest to żel do zębów o smaku gumy balonowej firmy Ziaja. Smaków jest wiele. I szczerze mówiąc jestem rozdarta. Co do skuteczności to nie wiem. Zapach przyjemny a smak ma potwornie słodki. Żel do zębów który jest bardzo słodki? Ilość chemii też niestety jest wyczuwalna. Strasznie piecze język po niej. Równie wydajny i cena przyjemna bo około 5zł. Bez fluoru ale z masą innej niezrozumiałej przeciętnemu człowiekowi chemii. Synek niby zadowolony, miało to spełniać formę odmiany i od czasu do czasu dodaje kropelkę do elmexu na poprawę smaku. 
Minusy - bardzo słodki żel, potrafi się lać bo nie jest to pasta więc jest rzadkiej konsystencji, pozostawia piekący język.
Plus- zapach, wydajność, cena.

Stosując się do poleceń Pana Dentysty, mieliśmy kupić dodatkowo żel emlexu i smarować ząbki dwa razy w tygodniu, a jak będzie widać poprawę to raz.
Jest malutki, ale używa się go dosłownie kropelkę i rozsmarowuje na ząbkach. Skuteczność 100%. Poprawę widać gołym okiem i dzięki temu uniknęliśmy "darcia szkliwa". Powiem wam o moich minusach ale skuteczność jest tak dobra że minusy się chowają. Cena jest dość wysoka, od 30zł do 40zł. Smak żelu jest okropny i daje efekt "ściągania" się zębów. Po posmarowaniu niemożna jeść ani pić, przez jakiś czas. Dla tego nakłada się go przeważnie nocą, przed spaniem. Kacperek bardzo tego nie lubi. Zawsze przy tym płacze albo krzyczy. W sumie nie dziwie się bo ten efekt jest nieprzyjemny.
Minus-cena,zapach,smak,efekt ściągania
Plus- 100% skuteczność, widoczna poprawa, szybki efekt, wydajność.
Jeśli chodzi o szczoteczkę do ząbków. Na początku miał taką małą, miękką, zakończoną gryzaczkiem. Bardzo wygodna i fajna. Teraz, skoro jest już "dużym" chłopcem, ma colgate, również miękką w spidermana. Szczoteczka nie powinna być za twarda bo u tak młodego dziecka może zdzierać szkliwo. 
To tyle jeśli chodzi o mycie ząbków Kacperka. Teraz przejdźmy do Bułeczki.

Alunia ma dopiero 7miesięcy, więc swoją przygodę z ząbkami rozpoczęła jakieś półtora miesiąca temu. 
Ząbeczki u Bułeczki dopiero się wyżynają. Przez co jest rozdrażniona, płaczliwa, krzykliwa, wściekła, złośliwa no istny cud, miód i malina. A do tego potrafi dojść gorączka i biegunka. Kiedy widzę, że mała już średnio sobie radzi z bólem to najpierw smaruje jej dziąsełka żelem bobodent. 
 Nie jest drogi, waha się w przedziale cenowym 10-15zł. Na chwilę przynosi ulgę a jeżeli chcecie aby zadziałał to należy trzymać go w lodówce i takim chłodnym posmarować.( Patent od znajomych)
Ale Ali średnio bobodent przynosił ulgę, więc postanowiłam zasięgnąć porady pediatry i dostałam receptę na czopki o nazwie viburcol. 

Ogólnie i szybko mówiąc, już tetra zamoczona w zimnej wodzie przyniosła większe ukojenie, niż te czopki. 
Cholernie drogie, za 6szt. do 30zł za 12szt. do 40zł a ja znalazłam 12sz po 22zł ale to w specjalnej aptece. 
Jakieś tam ukojenie chyba dawały bo na chwilkę mała się uspokajała, ale jak napisałam wcześniej to tylko była chwila. 
Cóż ząbkowanie to ciężki okres w życiu dzieciaczka, ślinienie i zmiany nastroju. Ilość gryzienia rzeczy i ludzi jest nieziemska. Czasami pomagają gryzaczki, również chłodne.Zimna, mokra tetra i cierpliwość wszystkich w koło. To trzeba przetrwać. Na to tak naprawdę nie ma lekarstwa. 

Tak do refleksji na sam koniec zamiast cytatu jak to mam w zwyczaju, wyjątkowo dodam zdjęcie.
Komentujcie, lajkujcie i udostępniajcie.
A jak u was wygląda ząbkowanie i co u Was jest formą przekupki??
Pozdrawiam serdecznie.

Notka napisana do konkursu firmy Beticco,
-link do regulaminu:
http://beticco-baby.blogspot.com/2013/07/konkurs.html
-link do Facebooka:
https://www.facebook.com/BeticcoBaby
Walczę o nagrodę: Konik na biegunach!

2 komentarze:

  1. Anonimowy18.8.13

    My myjemy ząbki też od pierwszego, pastą z ziajki:) i jestesmy zadowoleni, tylko my nie mamy tej smakowej:) mimo, że pierwsze początki z myciem ząbków wyglądały tak, że Filipek bardziej gryzł tą szczoteczkę, to wyszłam z założenia, że dobrze aby miał z nią kontakt, to później będzie łatwiej go do tego przekonać:) i miałam rację, teraz chętniej sięga po szczoteczkę, nie zawsze myje dokładnie, ale ja poprawiam, a jeśli jednak nastrój nie pozwala na dokończenie przez mamusię, to niestety kończy się tylko na tym, że on tam chwile nią "pojeździ" ;d zawsze lepsze to niż nic.

    Jeśli chodzi o zakupy też zabieramy ze sobą listę zakupów, bo zazwyczaj jedziemy po coś, a wracamy ze stertą innych rzeczy tylko nie tym co mieliśmy kupić:) Filip jeździ z nami na zakupach i z reguły jest grzeczny, oczywiście nie może być to pora kiedy on jest już zmęczony na noc, zazwyczaj robimy do południa zakupy, albo po południu jeśli widzimy, że Filip da radę;d w ostateczności zostawiamy go z moją mamą. Oczywiście czasami potrafi narobić takiego krzyku i wrzasku w sklepie, a te wszystkie kobiety patrzą się jakby ich dziecko nigdy nie krzyczało, a na nas jak na rodziców którzy sobie nie radzą -.- ale ja myślę, że to nie kwestia tego czy radzą czy nie radzą, ale to charakter i osobowość dziecka. Jedne dzieci są spokojne i ciche, inne muszą sobie pokrzyczeć i zwracać na siebie ciągłą uwagę;d przecież go nie zwiąże, bo jakaś pani się krzywo patrzy, bo dziecko krzyczy -.-

    Mój Filip np jak jeżdżę z nim autobusem, to zawsze przeżywa traktory, koparki i całą resztę, czasami za głośno to robi i moje uciszanie go nic nie daje, ale wszystkie babcie odwracają się z komentarzami "booże, chryste" i cała reszta świętej śmietanki ;d

    Patrycja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy18.8.13

    My z lekami nie mamy problemu, Filip na hasło syropek czy inny lek leci i czeka aż mu go damy:) i też kiedyś Pani doktor była w szoku, że dziecko tak chętnie brało antybiotyk który jest po prostu nie do przyjęcia. Sama go spróbowałam i dziwiłam się, że moje dziecko to bierze, bo antybiotyk nie był zły, ale po chwili w buzi po nim robił się taki gorzki smak, że jak dla mnie nie do wytrzymania;d

    Patrycja

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za przeczytanie posta. Dla mnie liczy się każdy komentarz. Przemyślę go i przeanalizuję. Bardzo mi miło, że poświęcasz tu swój czas. Pozdrawiam