wtorek

Mama konta reszta świata...

*
Postaram się nie przeklinać, chociaż parę przykrych słów na język leci.

Znacie to zjawisko, kiedy to Mama mówi czemuś stanowcze  NIE!!,  a reszta świata ma to w czterech literach. I tak robią po swojemu nie licząc się ze zdaniem rodzicielki?
Jasne że znacie, a ja właśnie poznaje. I cholera jasna mnie trafia!!

Zacznę od problemu głównego. Nenek!!!
Tatuś vs. Mamusia. 
Kiedy dostrzeże,że moje maluchy już dojrzewają i wypadało by z czymś iść etap wyżej, zaczynam wprowadzać nowe obyczaje w życie codzienne. 
Jedzenie samemu, picie z bidonika, załatwianie się do toalety a nie nocniczka, jedzenie o stałych godzinach, nie reaguję na pierwszy krzyk Bułeczki, uczę ją czekania. Można by wymieniać w nieskończoność.

Wprowadzanie nowych rzeczy w życie malucha bywa trudne. Wymaga zrozumienia i wiele cierpliwości.
Pierwszą i najważniejszą zasadą jest poinformowanie wszystkich domowników o następujących zmianach. Drugą zasadą jest wytłumaczenie dziecku czemu coś ulega zmianie i powtarzania danej czynności do tej pory aż zrozumie albo sam załapie i wejdzie w nawyk. 
Kiedy dziecko zaczyna przyzwyczajać się do nowego, to nie należy robić bajzlu w głowie malucha i nie można wracać do wcześniejszych czynności.

Przykład:
2,7letnie dziecko, jak dla mnie mogło by pić z bidonika i należało by odstawić już butelki. Więc ulubione pićku czy mleczko podajemy w bidonie. Dziecko polubiło i zaakceptowało sposób podawania napojów. Aż tu pewnego dnia kiedy histeria synka osiągnęła pkt. krytyczny, Nenek podał mleczko w butelce.
Nagle bidonik stał się tragedią i maluch chce koniecznie butelkę.
Rezultat:
- Nauka pokochania bidonika poszła w #$@$#$@#$%%@! 
- Czas stracony
- Mama doznała zawału i szoku, że wysłuchana nie została. 

Rewelacyjnym przykładem może też być sposób w jaki kładziony jest spać Kacperro. 
Wcześniej było mocno na siłę. Kosztowało nas to wiele nerwów, wylewaliśmy siódme poty. A niekiedy kończyło się płaczem Mamy i łobuza. 
Pewnego dnia przeczytałam bloga Mamy bliźniaków i postanowiłam wprowadzić w życie jeden z jej przykładów. 
Nie chce spać, tooooo nieee! A co ja się będę użerać?! Położy się sam w tedy kiedy zechce, nic na siłę.
I podziałało! 
Po kąpieli szedł na dobranockę, czasami siedział dłużej ale zazwyczaj o 21/22 informował nas że należało by go już położyć. 
Oczywiście do czasu, aż P.Tata postanowił wrócić do starych zwyczajów. 
Rezultat;
-Ciągłe darcie malucha że spać nie chce, że chce, piciu, mleko, kuka, siku, baja, czytać!, itp, itd. 
- Nenek chodzi jak bomba...1...2...3..BUM!!

Wczoraj Mama z Wujem przypomnieli Tacie o starej zasadzie i proszę. Maluch chwile po histerii sam poszedł spać. A tacie sie gupio zrobiło, a co!! 

Babcie, Dziadkowie vs. Mama
Jezu, i z tymi jest jeszcze gorzej. 
Nie zapytają, wiedzą lepiej, wiecznie mądrzejsi, a w ogóle to Matka znęca się nad dzieckiem. 
Bo dziecko to dziecko. Musi psocić, rozrabiać, bałaganić, robić to co mu się żywnie podoba, nie słuchać się dorosłych, wykręcać numery, zjadać ciągle słodycze i nie jeść śniadania, obiadu, kolacji czy podwieczorku. A jak nie je to jest jeszcze gorzej, z tym że nie wolno Ci dziecka do jedzenia zmuszać.
Wiele takich paranoi i herezji, mądrzejsi od nas głoszą. 

Przykład:
Mama słodyczy nie daje. Za złe zachowanie mogę jedynie kare dać, ale na pewno nie coś słodkiego.
I taka sytuacja...
Kacperro wprowadził domowy całodniowy terror. Z wieczora pojawia się Teścio i ni z tego ni z owego wyciąga lizaka. Nie zapyta czy wolno, nie zapyta o zachowanie malucha. Pomijając wieczorną porę i że cukier na noc to, taaaaaak genialna sprawa. Daje mu. Mimo że krzyczę, mimo że piszczę i mówię stanowcze Nie!! Zostałam normalnie olana....potraktowana jak szczyl...Co tam Mama wie? Dziadzio musi rozpieszczać?!  
Myślałam że rzucę się do gardła i niczym wygłodniały wilk rozszarpie krtanie...

Przychodzi gość, wszytko jedno kto. Wie że idzie do domu gdzie są dzieci. I co pierwsze robi? Daje jakieś pieprzone cukierki, ciastka czy inne zabronione przez Mamę rzeczy. Luuuuudzie pytajcie się rodziców o zdanie!! Dziecko zobaczy że ów gość ma słodkość i wojna się rozpoczyna. 
- MAaaaammmaaa daj
- Nie
- Taaaaataaaa daj
- Nie
- LAAAATKE! CUKIERKA! ZELKKAA!!! DAJJJJ!!

I tak cały dzień, nic tylko daj.Bo ktoś wpadł na genialny pomysł. Dla czego nie kupicie owoców? Są do cholery tańsze!! I zdrowsze!! I nie odbija tak dziecku po nich jak po słodyczach. 
Dla czego nie pytacie o zdanie Rodziców?!
Idąc w gości do domu gdzie są dzieci, zaskocz i daj owoce, albo kolorowankę. Coś po czym dziecko nie dostanie szału a np. grzecznie się tym zajmie abo zdrowo będzie zajadać.

Szanujcie zdanie Rodzica, to On wie co dla jego dziecka jest najlepsze.

18 komentarzy:

  1. Polecam tekst 'Nie wychowuj mi dziecka człowieku' Klocka i Kredki :) Frustrujące, mega frustrujące, potwierdzam, chociaż ja na początku tupłam nogą i się postawiłam. Obraza majestatu kilku osób, ale cóż, mój święty spokój był ważniejszy :) Z Małżonem wszystko mieliśmy przedyskutowane więc nic nas z równowagi nie wyprowadzało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. każdy chce być od matki mądrzy i każdy sposobów ma sto a nawet tysiące i miliony. i hak im w herbatkę. miej to gdzieś i rób swoje, a jak trzeba to gryź;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co racja to racja. Frustrujace to bardzo. Zwlaszcza jak dziadkowie zaczynaja swoje pięć groszy dokładać. U nas słodycze tylko w soboty wiec jak nie można słodyczy to babcia krakersiki i paluszki tonami znosi. Do przedszkola mały nie chce dreptać to babcia obiecuje- jak pójdziesz to ci babcia coś kupi- przecież przedszkole to naturalna sprawa ma chodzić i już a nie przekupstwa stosować. Mamy w domu system tablicy z czerwonymi kropkami za złe zachowanie i od stawiania kropek rodzice są a co słyszę- babcia ci zaraz da kropke i się mamy nie będę pytać nawet. Grrr! Trzeba być asertywnym ale przy dziadkach to się czuję jak nastolatka co się własnymi dziećmi zająć nie umie i ma je z przypadku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super pomysł z tymi kropkami. KAcperro za mały na to ale w życie wprowadzę ;)

      Usuń
  4. No tak, podzielamy całkowicie wasze rozterki i problemy :-). Wiemy coś o tym, aż za dobrze.
    Będziemy zaglądać i zapraszamy do nas na www.tip-styl.blogspot.com
    Mama i Kalinka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się u was i dziękuję za odwiedziny :)

      Usuń
  5. Anonimowy25.9.13

    tak, szczególnie babcie są najmądrzejsze... dobrze poczytać, że nie tylko ja mam takie problemy. PS: lizaków nie lubię, i dzieciom nie kupuję, robi to babcia, która uważa, że trochę cukru nigdy nie zaszkodzi... ( a przecież wszyscy wiedzą, że cukier to tylko w lizakach jest)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak u Babci zawsze coś słodkiego maluch dorwie. Walcz z babcią! :D Zapytaj czy Tobie też dawała jak byłaś mała?

      Usuń
  6. hehe, świetnie napisane :) i jakie życiowe :) Ja się chyba nauczyłam już, choć czasami tez kapituluje, jak walczyć o swoje. nie powiem, boja sie...i dobrze im tak ;) niech sie boja tesciowie, dziadkowie i inni :D ja wiem swoje ;) podoba się, będę tu częściej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło i w Matkach siła! :D Trzeba walczyć o zdrowie i zdrowy rozsądek co do malucha!.

      Usuń
  7. Anonimowy26.9.13

    hej, rozumiem, że dawkujesz słodycze i bardzo to popieram, ale jeśli goście nie przychodzą zbyt często, a przynoszą już te słodycze to moim zdaniem można dziecku pozwolić na takie małe święto. Oczywiście nie znam kontekstu sytuacji, ale jeżeli nie wyrządzają szkody namacalnej, a je wydzielasz profilaktycznie to myślę, że on by miał radość i Ty spokój :) moja siostra to stosuje i działa. możesz też np dać 2 ciastka, wytłumaczyć, że reszta w sobotę czy coś, ale to może nie poskutkować, bo z tego co czytam to mały buntownik :D

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie mały rozrabiał strasznie, cały dzień po czym dziadek wręczył mu lizaka;/ - taki kontekst. Wiesz jeżeli np. Twoje dzieci miały by alergię na truskawki i przychodzi ktoś z truskawkami, cieszysz się z tego i robisz dzieciom święto? Mój mały po cukrze wariuje, fakt od czasu do czasu wynagradzam go jednym małym żelkiem ale od czasu do czasu. Kocha śliwki suszone, jabłka i banany. Więc więcej szczęścia i święta miał by właśnie z takich smakołyków. Zawsze jak chodziłam do ludzi gdzie są dzieci, widziałam ich niezadowolenie i zakłopotanie jak wręczano dziecku słodycze. Więc już z własnych spostrzeżeń wiem że lepiej pytać, co kupić lub dać coś mniej szkodliwego.
      Serdecznie pozdrawiam. :)
      Każde dziecko jest inne, niektóre po małej słodkości szaleją a inne po prostu się cieszą z cukierka :)

      Usuń
  8. Anonimowy26.9.13

    no tak, jak szaleje to już się nie dziwię, że mu nie dajesz i nie przepadasz za tym, by ktoś przynosił. swego czasu pracowałam w świetlicy i mieliśmy tam umowę z paniami w sklepiku, że dzieci nie mogły kupować chipsów i za dużo słodyczy na raz, kiedy wychodziły z nami do sklepiku. Z owoców i zdrowego jedzenia też można zrobić fajne rzeczy, jak np wspomniane przez Ciebie suszone owoce, lody z zamrożonych jogurtów, kolorowe smoothie, tęczowe galaretki, wodne lody itd. ale wiadomo: ludzie lubią chodzić na łatwiznę :) w każdym razie dzięki za wpis, nigdy nie zastanawiałam się nad tym, że ktoś może sobie nie życzyć prezentu w postaci słodyczy chyba, że wiedziałam iż np dziecko jest na diecie. czasami przynoszę jakieś fajne gadżety plastyczne i edukacyjne, ale teraz chyba całkiem się na to przebranżowię jeśli chodzi o prezenty dla malców ;)
    pewnie jeszcze tu zajrzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się ciesze że nakłoniłam do rozmyślań:) Właśnie, masz racje z owoców można świetne rzeczy robić. Kisielki, galaretki. Dzieci to uwielbiają tak naprawdę. A w sklepikach typu "szkolne" powinien być zakaz sprzedawania chipsów i słodkości - takie jest moje zdanie. Pozdrawiam ciepło i zapraszam;)

      Usuń
  9. starszą nauczyłam spać samą, spędziłam długi rok przy jej łóżeczku,noce ciągnęły się w nieskończoność,aż mamusia poszła do pracy na nocki a tatuniowi wygodniej było to to zabrać do swojego łóżka, rezultat? pijawa ma 7lat!!!!! i awantury w nocy urządza,żeby spać z ojcem

    takich przykładów jest setki, matka ciężko nad czymś pracuje, a ojciec, babcia, dziadek potrafią to w mig spirzyć

    zaczęłam wojnę,
    prawie krew się lała tzn. prawie doszło do rozwodu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, tak już mamy. Najgorzej wojować z mężem. Zawsze się kończy podobnie, kłótnia!, dodatkowe pierdołki dochodzą, płacze i rozwód :D hahaha
      Najbardziej wkurza właśnie coś w co wiele wysiłku, tłumaczeń i cierpliwości wkładałyśmy. Aż pojawi się taki dorosły patafian co to z łatwością "zepsuje".
      Pozdrawiam ciepło:))

      Usuń

Serdecznie dziękuję za przeczytanie posta. Dla mnie liczy się każdy komentarz. Przemyślę go i przeanalizuję. Bardzo mi miło, że poświęcasz tu swój czas. Pozdrawiam