niedziela

Polsko, gdzie jesteś?!...

Miejsce Polska, system samowolka
Cel to forsa - w tym tkwi sekret
Biorę co los da, życie made in Polska
To jest moje miejsce, bo kocham to miejsce

Kochana Polsko, dzięki za mądrość, choć idę pod prąd
Za ludźmi, którzy nazbyt zaufali pieniądzom
Hańbiąc Twoje godło na bankietach z pompą
Czekam na dzień, w którym bez stresu spojrzę w bloku okno
Niepokój z troską szczęście zastąpi, choć śmiem w to wątpić
Wierzę. że los, który wartości skąpił
W końcu sam siebie wykończy, oddając to, co nasze
Wiesz, że każdy z nas ma patent by nie stać się Judaszem
Wśród frajerów, kreowanych przez prasę na zbawców
Bohaterstwo miernikiem sejmowych wynalazków
Polsko, to jest bagno zwane rzeczywistością
Spróbuj mnie odciąć, bym mógł cieszyć się wolnością
To brzmi słodko jak Wedel, gdzie Eden
Choć pod tym sam niebem nie każdemu Bóg przyświeca
Poczuj prawdę, która osiada na powiekach
To jest o miłości, której nie zmierzysz w monetach 

(O.S.T.R. - kochana Polsko)


*
Kiedyś, jak by ktoś mnie zapytał czy warto mieć dziecko w tych czasach i jaki jest koszt jego utrzymania, odpowiedziała bym że warto. A koszt? No cóż, ciuszki dostajesz od rodziny, na początku karmisz piersią, w sumie, jedynie wydajesz pieniądze na pieluchy i chusteczki mokre. 

Z biegiem czasu, widzę jak bardzo mogłam się mylić. Jak dużego problemu mogłam narobić, takim niby to zwykłym zdaniem. Zastanawiam się, jak to jest możliwe że od 3 może 2 lat, kraj w którym mieszkam, mógł się tak diametralnie zmienić. Ale czy na pewno to kraj się zmienił? Czy ja dojrzałam i zaczęłam widzieć więcej? Więcej zaczęło się mnie tyczyć, jako matki, jako żony, jako obywatela?. 
Zacznę od kosztów utrzymania, na dany moment mojej kochanej dwójeczki. W domu pracuję tylko Tomas. Nie ma go dniami, czasami się zdarzy że i nocami. Niekiedy również i w weekendy. Sumując w domu bywa raz, no może dwa razy w tygodniu. I niema, że sobota czy niedziela, jak jest praca to są pieniążki więc piątek, świątek czy niedziela, pracować trzeba. Do ręki dostaje ok. 2tys. 
Na utrzymaniu jestem ja, Kacperro, Bułeczka, koteczek, pieseczek, samochód i dość spory dom. 
Bułeczka codziennie zjada całe opakowanie kaszki, nie chce pić mleczka modyfikowanego bo za rzadkie. Od czasu do czasu, kiedy już wybitnie obiad nie jest dostosowany do jej brzuszka (8m), to potrzebny jest słoiczek, albo warzywka z mięskiem, specjalnie dla niej. Na śniadanko dostaje jogurcik albo serek, no i popija herbatkę dla maluszka w jej wieku. Pampersy kupujemy w Rossmanie albo Biedronce. 46szt. wystarczy tak na połowę, może mniej miesiąca i do tego mokre chusteczki. Kupujemy je przeważnie w 3opakowaniach. Ubranka odkupione od znajomych, kocyki - prezenty. Zabawki wszelkiego rodzaju no wiadomo, a to dziadek, a to babcia. Mebelki przechodzą, czyli jak ktoś ma to daje i jak już dzieciaczek wyrośnie to śmiga takie łóżeczko dalej. Szczepienia raz w miesiącu, koszt ok.100 /200zł, bez dodatkowych szczepień. A jeszcze, witaminy i "pierdołki ", których nie ma sensu wymieniać a też kosztują. 
Z Kacperro troszkę mniej Zachodu. Zjada już to co my. Pije syropek z wodą rozcieńczany. Do śniadanka musowo musi być drożdżówka i jogurt. Kwestia pampersów, już zapomniana. Załatwia się do nocniczka. Mleka modyfikowanego nie pije, a na mleko normalne dostał uczulenia więc dajemy mu w bardzo małych ilościach. Szczepienia po drugim roku życia są zakończone. Ubranka dostajemy, z bucikami różnie bywa, wiadomo nóżka w tym wieku rośnie z dnia na dzień, więc czasami dostajemy a czasami musimy kupić sami. Zwierzątka od czasu do czasu jakaś karma sucha, i reszteczki z obiadku. Czasami wizyta u weterynarza. Ja z mężem to już inna bajka. Jedzenie, chemia domowa, picie, jakieś kosmetyki i od czasu do czasu małe przyjemnostki. Do tego dochodzą jeszcze rachunki, raty itp. 
Czy od 1 do 1 nam wystarcza? Jasne że nie. Nie ma takiej siły żeby wystarczało. Oszczędzaliśmy, rezygnowaliśmy z wielu rzeczy, a i tak brakowało. Dobrze mieć kogoś kto jest w stanie nam dopomóc. Ale chciało by się samemu jakoś dociągnąć i nie prosić rodziny o wsparcie. 
Teraz jest ciężko a co będzie za parę lat? A przedszkole,szkoła? 
Znaleźć pracę w tych czasach, graniczy z cudem. Wiele ludzi trzyma się swojej pracy mimo że jej nie lubi, ale Bogu dziękuję że ją ma. Pracodawcy coraz bardziej kombinują jak tu tylko umowy o pracę nie dać i zastąpić ją czymś innym. Czymś mniej korzystnym dla nas, a bardziej opłacalnym dla nich. 
Jeżeli oczekujesz pomocy od Państwa, to popukaj się w czoło.
Kiedyś poszłam dowiadywać się o dotację w sprawie węgla. Przy biurku siedziały trzy panie i spoglądały w komputer, śmiejąc się radośnie. Kiedy już mnie zobaczyły, z wielkim wysiłkiem zapytała jedna z nich czego chcę. I wiecie co usłyszałam? 
- Pani nie wygląda na taką co by tych pieniędzy potrzebowała! Za dobrze Pani wygląda i za fajnie jest Pani ubrana.
Pozostawię to bez komentarza, lub do waszych własnych przemyśleń.
 
W mediach słyszę co chwilę przerażające wołanie do społeczeństwa, w związku z tym że panuje niż demograficzny. Że w przyszłości, zabraknie emerytur, z naszych obliczeń wynika że akurat padnie na mnie albo Tomasa. Coraz mniej rodzin chce dzieci, coraz mniej ludzi zakłada rodziny, jest coraz więcej rozwodów. I wierzcie mi lub nie, ja się w cale nie dziwię. 
Co to za kraj, który zamiast pomagać to dolewa się oliwy do ognia? Albo stoi w miejscu i nie chce słuchać obywatela?
Podam fajny(jak dla mnie) fragment wywiadu, prowadzonego między pisarką, feministką - Ingą Iwasiłów a gazetą " Zwierciadło".
(...) "Od 20, 30 lat z koleżankami feministkami stoimy
pod tym samym transparentem, wciąż te same hasła, 
nadal aktualne.Nowe osoby pod transparentem, nowi przeciwnicy w kontrpochodzie,
a retoryka antyrównościowa ta sama, oparta na szyderstwie.
Czy więc jesteśmy wyjątkowo wytrwałe, czy świat wyjątkowo zaskorupiały?...
Czy bycie osobą domagającą się uwagi dla swojego punktu widzenia
jest dobre? Czy nie byłoby milej usiąść na kanapie i poczekać na załatwienie
spraw przez kogoś innego?

Coraz więcej absurdu widzę w działaniu naszych władz. Przytoczę tu bardzo głośne ostatnio sprawy, chłopca z nadwagą i mamy z depresją. 
Chłopiec ma 5lat, mieszka z babcią i waży coś około 30kg. Jest pod stałą opieką lekarza, dziadkowie chcą maluchowi pomóc więc robią badania, aż tu naglę zjawia się urzędniczka państwowa i postanawia odebrać chłopca prawnym opiekunom bo "jest spaśnienty jak świnia"... I to jest pomoc ze strony Państwa Polskiego?! Dziecko lubi jeść, nie wiadomo czy nie choruję bo właśnie ma robione badania, ale skoro jest "utuczone" to zabierzmy go od osób które kocha, bo źle robi jedząc. I w tym momencie niszczona jest psychika dziecka, dziadków i bliskich rodziny. A wystarczyło by zapisać malucha na piłkę i basen. Czy w ten sposób nie da się POLSKO pomóc? Wystarczy opłacić dzieciakowi karnet, zrobić prezent. Co to jest, zrzucić 5kg przy piłce i basenie? Ale nie, lepiej zniszczyć życie dziecku i dziadkom, lepiej dla niego będzie odebrać go od ukochanych i zrobić blokadę psychiczną przed jedzeniem. 
Dziękuję wam media, za to że nagłaśniacie te sprawę. Dziękuję, bo wiele ludzi którzy planowali dziecko właśnie porządnie się nad tym zastanowią, bo nie daj boże ich maluch urodzi się z nadwagą i to będzie powód aby im go odebrać.
Kolejny absurd to biedna kobieta z depresją i czwórką dzieciaczków. Według PAŃSTWA jest okropną matką i należy odebrać jej dzieci. A ja się pytam tak szczerzę, każdego z osobna, kto z was tej depresji nie ma?! Kogo nie dołuje brak kasy, brak żłobków, przedszkoli, ogólny brak...
Powiem wam że niekiedy aż się boję cokolwiek pisać w postach, lub na FB. Mój sposób wychowywania dziecka jest oparty na próbie prób i błędów. Czasami jak nie wytrzymam i już jestem w rozpaczy, to dam tego klapsa w tyłek, ale czy zaraz ktoś nie przyjdzie mi odebrać moich pociech bo źle się nimi zajmuję? Bo KAcperek jest drobnym dzieckiem i pomimo wielu badań które wyszły perfekcyjnie, zostanie odebrany bo jest za chudy? Bo Bułka zsunęła się z łóżka i upadła na dywan kiedy to ja byłam w toalecie. Nie przeraża was to? 
Za 2tysiące złotych utrzymać 4osobową rodzinę, dom i zwierzaki. Chcąc pomocy od Państwa zostajesz wyśmiana w twarz. 
Ale panuję niż demograficzny, więc rozmnażajmy się... róbmy błędne koło...w końcu historia lubi się powtarzać. 

To nie karnawał, ale tańczyć z nią chcę
Znam ją 30 lat, ale wciąż niewiele wiem
Wiele serc bije dla niej, wiele w niej
Do szaleństwa zakochane wszystko zrobić są w stanie
Dzień wstaje, nową nadzieją nad jej brzegiem
Za rękę przed siebie choć czasem jej nie poznaję
To nie matka ale wzięła mnie w opiekę
Pokazała mi emocje, nauczyła być człowiekiem
I może kiedyś będę musiał wszystko oddać
Los zada pytanie: „Staniesz przy niej czy ją poddasz?”
Jedna z jej lekcji była o wierności
Tej ostatecznej do ostatniej krwi kropli
Bywam okropny dla niej, często się wściekam
Bywam obojętny, chciałbym tylko ją odwiedzać
Tak od święta, wyjechać jak inni to robią
Nie umiałbym jej zostawić, proszę nie pytaj mnie o nią 
I nie pytaj mnie o nią, znasz ją doskonale
Nie pytaj co Tobie da, lecz co Ty możesz zrobić dla niej
Codziennie w innym stanie ją spotykasz
Lecz czujesz tylko dumę, gdy ktoś o nią Cię zapyta. 
( Eldo - Nie pytaj o nią...) 

Dziś bez zdjęć, dziś do przemyślenia, do zobaczenia.  

środa

Przekupki i zębowe wróżki...

*
Dzisiaj opowiem wam w jaki sposób radzimy sobie na zakupach z dzieciaczkami, z przyjmowaniem leków i wynagradzaniem za dobre uczynki(zachowanie, itp.). A do tego, jak dbamy o ząbki i czym myjemy, co mówi Pan dentysta i jak idzie nam ząbkowanie.

*

Wyjaśnię wam co oznacza u nas przekupka. 
Przekupka- forma szantażu dziecięcego.Przeważnie jest to smakołyk lub ciekawie wyglądające piciu.
Bez przekupki, niema życia, jest tylko histeria, płacz i ciągle powtarzane :
- daaaajj!!!

Jak każdego rodzica, marzeniem jest spokojne robienie zakupów z dziećmi w roli głównej.My (ja i Tomas) też się zaliczamy do tego marzenia. Chcielibyśmy bez obciachu i pośpiechu zrobić co do nas należy i wrócić do domu z uśmiechem na twarzy. A wiadomo że z tym bywa różnie a najczęściej kończy się to fiaskiem.
I tak pewnego dnia, zdesperowana i zmęczona krzykiem Kacperra postanowiłam poszukać "przekupki". Coś nie za drogiego, nie za dużego i coś co zajmie go przez ten czas kiedy my będziemy biegać od półki do półki. I bingo!! 
Znalazłam w dziale dziecięcym małe okrągłe wafelki ryżowe hippy. 
Przeróżne smaki, opakowanie cieszy oko i sam wafelek jest kolorowy a do tego całkiem smaczny. Cena jest nieco wyższa niż zwykłe chrupki ale warta chwili spokoju. I to właśnie jest nasza zakupowa przekupka. 
Kacperro siedzi grzecznie w wózku i zajada, przyglądając się słonikowi i owockom na opakowaniu. A od czasu do czasu powie:
-jesceeeee...
Rodzic spokojny i dziecko też w miarę ciche.
A jeśli chodzi o Bułeczkę. No cóż tu mam 7miesięczne dzieciątko, jedyne czego chcę i potrafi to zakomunikować dość głośno i jasno, to na ręce do mamy. Tu forma przekupki na razie się nie sprawdza. Gryzaczki, zabawki, szeleszczące "pierdołki" lecą, henn, henn daleko za wózkami, za półkami. Więc na rączki i koniec, lecz większość czasu potrafi ( na szczęście) przespać.
Do sklepu jeździmy raz w miesiącu. Robimy spore zakupy i kupujemy to co da się zamrozić lub przetworzyć. Koniecznie z listą. Bez listy nie ma zakupów. Wierzcie mi, próbowałam i zawsze kończyło się brakiem połowy artykułów. Zresztą coraz częściej spotykam w marketach rodziców, zabieganych między półkami z dziećmi i listą. Tak przynajmniej, można się podzielić z mężem taką karteczką, wziąć dwa wózki i jazda, spotkanie przy kasach. Oszczędza to czas i dzieci nie męczy a innym klientom, puchnących uszu. I wszyscy są zadowoleni. 

Miłością Kacperka, od pierwszego spróbowania są żelki. Poza żelkami świata nie widzi. I czy dostanie jednego, czy cały kilogram, zje to w mgnieniu oka. Ostatecznie wyciumka i poprzykleja w co tylko się da. 
Z czasem, musieliśmy mu ograniczyć spożywanie tej małej przyjemności, gdyż jego ząbki rozpoczęły protest. Musiałam poszukać zamienników.I tak zamiast pustych żelków, odnalazłam witaminy w takiej właśnie postaci. A do tego za każde dobrze wykonane zadanie, czy grzeczne zachowanie, otrzymuje jednego małego( a niekiedy tyci tyci) żelka.Przyjmowanie leków za żelka stało się łatwizną. Ostatnio jak mały miś chorował, dostał prze okropny antybiotyk.Lekarz aż się mnie pytał jak mały to przeżył bo dzieci przeważnie wymiotują po nim. Na co ja z wielkimi oczami i zdumieniem, odpowiedziałam.
-Potęga żelka Panie Doktorze. 
Przed każdym lekiem, który ma Kacperro połknąć w drugiej ręce trzymam żelka i tak bez krzyku i zbędnych dyskusji wypija co ma wypić i dostaje nagrodę.
 Kacperro zadowolony i mama z tatą też. Czasami jak załapie że dobrze coś zrobił to zaraz maluje mu się na twarzy cudowny, podstępny uśmiech i przypomina rodzicom :
-ŻŻeeelkaaa!?
 
I tak to już musi być, że cukier, "przekupka", zaczęła powoli acz intensywnie zbierać swoje żniwa. Na ząbkach zaczął osadzać się kamień i inny syfek. Nenek postanowił reagować i słusznie. Zaprowadził Kacperka do dentysty. Maluch grzecznie otworzył paszczękę i pozwolił obejrzeć ząbki. Pan Dentysta powiedział co mamy robić i jak zapobiegać powstawaniu takich defektów. 
Kacperek myte ząbki miał od samego początku(Czyli od momentu pojawienia się pierwszego ząbka). Stwierdziłam że im wcześniej zapozna się ze szczoteczką i pastą, tym lepiej dla niego. I myślałam że lepiej dla ząbków ale jak widać, myliłam się.Uczyłam go przez obserwację. Podczas kąpieli patrzył się na mnie albo na Tomasa i powtarzał po nas lub szczerzył zębicha i mama z tatą mieli się brać do dzieła.
Swoją przygodę rozpoczął z pastą elmex i miękką szczoteczką.
Bardzo dobra pasta dla maluszków. Świetnie czyści ząbki i nie wiele jej trzeba przez co idzie w parze z wydajnością. Cena waha się od 16zł do 22 zł, tania nie jest, ale na prawdę skuteczna. Smak ma dość niecodzienny i wydaje się lekko mocna co czasami odrzuca Kacperka, ale siłą przekonania przez Tatusia, ząbki są umyte.
Minusy - cena i smak.
Plusy - wydajna, bardzo skuteczna.
Aby od czasu do czasu wprowadzić małą zmianę w paście to zakupiłam maziajkę.
Jest to żel do zębów o smaku gumy balonowej firmy Ziaja. Smaków jest wiele. I szczerze mówiąc jestem rozdarta. Co do skuteczności to nie wiem. Zapach przyjemny a smak ma potwornie słodki. Żel do zębów który jest bardzo słodki? Ilość chemii też niestety jest wyczuwalna. Strasznie piecze język po niej. Równie wydajny i cena przyjemna bo około 5zł. Bez fluoru ale z masą innej niezrozumiałej przeciętnemu człowiekowi chemii. Synek niby zadowolony, miało to spełniać formę odmiany i od czasu do czasu dodaje kropelkę do elmexu na poprawę smaku. 
Minusy - bardzo słodki żel, potrafi się lać bo nie jest to pasta więc jest rzadkiej konsystencji, pozostawia piekący język.
Plus- zapach, wydajność, cena.

Stosując się do poleceń Pana Dentysty, mieliśmy kupić dodatkowo żel emlexu i smarować ząbki dwa razy w tygodniu, a jak będzie widać poprawę to raz.
Jest malutki, ale używa się go dosłownie kropelkę i rozsmarowuje na ząbkach. Skuteczność 100%. Poprawę widać gołym okiem i dzięki temu uniknęliśmy "darcia szkliwa". Powiem wam o moich minusach ale skuteczność jest tak dobra że minusy się chowają. Cena jest dość wysoka, od 30zł do 40zł. Smak żelu jest okropny i daje efekt "ściągania" się zębów. Po posmarowaniu niemożna jeść ani pić, przez jakiś czas. Dla tego nakłada się go przeważnie nocą, przed spaniem. Kacperek bardzo tego nie lubi. Zawsze przy tym płacze albo krzyczy. W sumie nie dziwie się bo ten efekt jest nieprzyjemny.
Minus-cena,zapach,smak,efekt ściągania
Plus- 100% skuteczność, widoczna poprawa, szybki efekt, wydajność.
Jeśli chodzi o szczoteczkę do ząbków. Na początku miał taką małą, miękką, zakończoną gryzaczkiem. Bardzo wygodna i fajna. Teraz, skoro jest już "dużym" chłopcem, ma colgate, również miękką w spidermana. Szczoteczka nie powinna być za twarda bo u tak młodego dziecka może zdzierać szkliwo. 
To tyle jeśli chodzi o mycie ząbków Kacperka. Teraz przejdźmy do Bułeczki.

Alunia ma dopiero 7miesięcy, więc swoją przygodę z ząbkami rozpoczęła jakieś półtora miesiąca temu. 
Ząbeczki u Bułeczki dopiero się wyżynają. Przez co jest rozdrażniona, płaczliwa, krzykliwa, wściekła, złośliwa no istny cud, miód i malina. A do tego potrafi dojść gorączka i biegunka. Kiedy widzę, że mała już średnio sobie radzi z bólem to najpierw smaruje jej dziąsełka żelem bobodent. 
 Nie jest drogi, waha się w przedziale cenowym 10-15zł. Na chwilę przynosi ulgę a jeżeli chcecie aby zadziałał to należy trzymać go w lodówce i takim chłodnym posmarować.( Patent od znajomych)
Ale Ali średnio bobodent przynosił ulgę, więc postanowiłam zasięgnąć porady pediatry i dostałam receptę na czopki o nazwie viburcol. 

Ogólnie i szybko mówiąc, już tetra zamoczona w zimnej wodzie przyniosła większe ukojenie, niż te czopki. 
Cholernie drogie, za 6szt. do 30zł za 12szt. do 40zł a ja znalazłam 12sz po 22zł ale to w specjalnej aptece. 
Jakieś tam ukojenie chyba dawały bo na chwilkę mała się uspokajała, ale jak napisałam wcześniej to tylko była chwila. 
Cóż ząbkowanie to ciężki okres w życiu dzieciaczka, ślinienie i zmiany nastroju. Ilość gryzienia rzeczy i ludzi jest nieziemska. Czasami pomagają gryzaczki, również chłodne.Zimna, mokra tetra i cierpliwość wszystkich w koło. To trzeba przetrwać. Na to tak naprawdę nie ma lekarstwa. 

Tak do refleksji na sam koniec zamiast cytatu jak to mam w zwyczaju, wyjątkowo dodam zdjęcie.
Komentujcie, lajkujcie i udostępniajcie.
A jak u was wygląda ząbkowanie i co u Was jest formą przekupki??
Pozdrawiam serdecznie.

Notka napisana do konkursu firmy Beticco,
-link do regulaminu:
http://beticco-baby.blogspot.com/2013/07/konkurs.html
-link do Facebooka:
https://www.facebook.com/BeticcoBaby
Walczę o nagrodę: Konik na biegunach!

wtorek

Tatuś...Nenek...super bohater....

tu znajdziecie nas na facebooku
 *
Do napisania tego posta zainspirowała mnie reklama i  zachowanie pielęgniarek. Zacznijmy od początku.
Kiedy trafiłam z KAcperkiem do szpitala, trzymałam biednego, wycieńczonego i śpiącego malucha na rączkach. Tomas był obok i trzymał plecak po czym Pani pielęgniarka widząc że nie mam wolnej ręki powiedziała żebym podpisała dokumenty. Oświadczył jej Tomas że przecież nie mam jak i czy nie może w takim razie podpisać ojciec? Pani wymownie spojrzała raz na Tomka raz na mnie i odpowiedziała że w ostateczności może.
A ja się pytam, dla czego w ostateczności?! Co takiego ojciec nie ma co ma matka?! Dla czego panuje jakaś nie widzialna dyskryminacja ojców?
I tu pewnego dnia włączyłam sobie telewizor, oczywiście zalała mnie fala reklam, ale jedna z nich przykuła moją uwagę szczególnie...Ariel postanowił stwożyć reklamę w której główną rolę będzie odgrywał ojciec.
Tata który sprząta, gotuje, pierze i czesze dziewczynkę w warkoczyka czy tam kłosa. Jak to reklamy, ma ona coś w sobie głupkowatego, ale podoba mi się że pośród debilnych kobiet które przypalają obiad, nie potrafią zrobić prania a podczas okresu śmierdzą lub brudzą wszystko w koło, pojawił się on...super bohater...ojciec ciężko pracujący gdy mamy w domu nie ma.
Wpisując w google.pl wyraz tata, wyskakują mi głównie samochody i obrazki z nimi związane a nie z tatą. No to zmieniam strategię, nadchodzi słowo ojciec....Ojciec Pio, Ojciec chrzestny, Ojciec Mateusz...WTF?!
A gdzieś w oddal,i hen, hen za górami pojawiają się jakieś drobne artykuły o zwykłych, szarych ojcach...
Ojciec-Około 12,700,000 wyników
Tata- Około 154,000,000 wyników z tym że około 80% to samochód.
I dla czego tak jest? Przecież są na świecie ojcowie samotnie wychowywujący dzieci. Dla czego o nich tak mało mówimy? A już nie wspomnę o tym, że jak szukam coś na temat, tata, ojciec, rodziciel to wiele stron jest o tym że tata bije, gwałci, kradnie. No włos się na głowie jeży. Na prawdę jest aż tak źle? Pamiętam czasy kiedy to mój tata, zbierał połowę dzieciarni z osiedla i graliśmy w kosza albo piłkę nożną. I w tedy synowie zabierali swoich ojców. I  zabawa się zaczynała. 
Często kiedy patrzę przez okno z dużego pokoju, to widzę rano przed fontanną kilkoro tatusiów ze swoimi pociechami. Dzieci biegają z uśmiechami na twarzy, piszczą radośnie i najzwyczajniej się bawią. 
Dla czego o tym nigdzie nie jest napisane? Jak ojcowie starają się wychować dzieci. 
Dlaczego mówimy że ojciec wychowując dziecko ma zastąpić matkę? 
Matka, mama to jedno a ojciec to drugie. Po co ma zastąpić? Niech będzie po prostu ojcem, tatą, super bohaterem dla swojego dziecka. 
mama -Około 378,000,000 wyników
matka- Około 26,500,000 wyników
Nadal twierdzę że to jest "cicha" dyskryminacja. Wpisując mama albo matka nie widzę obrazków z pobitymi dziećmi. A przypominam, że ostatnimi czasy w mediach dosyć głośno jest o rodzicielkach mordujących dzieci. Ile czasopism jest na rynku dla tatusiów? A ile dla mam? Może jak by się coś pojawiło, to mężczyźni lepiej byli by przygotowaniu do porodu i startu z niemowlęciem. Zwykłe czasopismo, pisane językiem faceta o tym jak rodzi kobieta i jak przewinąć małego śmierdziela. Ja uważam, że bardzo by się przydało coś takiego.
Fakt jest parę, zaznaczę słowo parę karteczek na samym końcu kobiecych magazynów przeznaczonych dla mężczyzn. I czy to jest fer? Czy naprawdę feministkom o to chodziło? Nikogo oczywiście nie chcę obrażać, ale czy na pewno tak miało być? 
Druga sprawa, że społeczeństwo skazuję zaraz taką matkę, której nie ma przy ojcu - samotnie wychowywujący dziecko tata.  Bo w takim przypadku ojciec zaczyna być super bohaterem. Jak sobie poradzi? Ale z niej ku***a, suka, szmata, jak ona mogła , porzucić tak wspaniałego mężczyznę i jeszcze dzieci mu zostawiła!!?? A zapominamy że mama może zmarła? Może coś się poważnego stało, że posunęła się do takiego czynu? Nie oceniajmy od razu.
A jak matka zostaje porzucona przez ojca - no fajnie weź się w garść, jak ty wyglądasz, dzieci patrzą. I na tym koniec.
Popatrzcie jak jest na wywiadówkach, zebraniach czy ogólnie w szkole. Kiedy przychodzi tata, naglę nauczyciel, dyrektor czy inny tam rektor nabiera wody w usta i nic nie mówi, ale kiedy przychodzi mama naglę z tej wody robi się potop. Albo wielokrotnie słyszany tekst, że lepiej aby przyszła mama. Bo niby dla czego lepiej? Mama mądrzejsza od taty? Tata nie zrozumie? No co jest, ludzie?!
Ale powracając do tematu, jeżeli same tatusiom nie ułatwimy sprawy to oni wcale łatwiej mieć nie będą. I ochoczo z pomocą nie przyjdą bo nie będą wiedzieli jak, jeśli ciągle są od obowiązków domowych i życia rodzinnego odsuwani. Dzieci potrzebują mieć ojca i umożliwiajmy im to. I dzieciom i tatusiom. 
A oto fragment z bloga, ojca wychowującego syna. Całkiem niedawno ich spotkałam na facebooku i wieżcie mi pozostanę im wierna.
Ktoś nagle postanowił obejrzeć mieszkanie.
Trzeba było posprzątać.
- Jesteś potworem - mówi King Kong do Mamy - jak zaczynasz sprzątać to nie możesz skończyć.

Dziś przyszła pani i pan, oglądali. Nie zwracali specjalnej uwagi na King Konga, który prowadził swoją prezentację:

- Ściany brudne. Łóżko w katastrofalnym stanie. Mieszkać się tu nie da...

A przecież jeszcze niedawno chciał się przeprowadzić.
 
http://ojcieckarmiacy.blox.pl/html 




Ojciec (tato, tata) –mężczyzna, który znajduje się w relacji pokrewieństwa z dzieckiem. Pokrewieństwo to może być oparte na tym, że uczestniczy on w wychowaniu dziecka lub że je począł; jest to jedna z podstawowych relacji w rodzinie. Antropologia uznaje ojcostwo społeczne (pater) i ojcostwo genetyczne (genitor).
W prawie rodzinnym ojciec jest wstępnym krewnym pierwszego stopnia w linii prostej, od którego dziecko pochodzi bezpośrednio. W genealogii ojca z dzieckiem łączy filiacja, a z matką dziecka koicja. 
W języku mówionym ojcem nazywa się czasem także teścia. Ojciec wychowujący dzieci z poprzedniego małżeństwa swojej żony to ojczym.

nowy miesiąc, nowych wspaniałości moc.

tu znajdziecie nas na facebooku
 *
Oj zleciało się, troszkę czasu minęło od ostatniego posta. Wyleczyłam już siebie i całą rodzinkę. Teraz mogę się brać do pracy ze zdwojoną siłą.

Mam wiele pomysłów na nowe tematy i mam nadzieję że i wam się spodobają.

Zacznę od tego co u nas się działo. Zaraz po chrzcinach wylądowałam z

Bułeczką na tydzień w szpitalu z wirusowym zapaleniem płuc i jak Bóg mi świadkiem nie mam pojęcia jak maleństwo to złapało.

Poznałam wiele fajnych Mamuś, dzieci i tatusiów. Ale i trafiłam na ewenementy.

Zauważyłam, że co Matka to i własny styl wychowania dziecka.

Jeśli mam być szczera to za obserwowałam jeszcze jedną rzecz, jesteśmy do siebie bardzo podobne. Są mamy silniejsze i słabsze, ale każda po tygodniu staje się z lekka agresywna,pasywna i wykończona.

Na widok pielęgniarki już po takim czasie, nie tylko dziecko zaczyna płakać. Im   starsze dzieciątko, tym trudniej.

Brak zabawek, telewizji i internetu. Tylko spryt i głowa na karku dobrze zorganizują dziecku czas.

Przebywając na oddziale dziecięcym, wież mi że wiara zostaje naruszona. Nie można uwierzyć, że Bóg pozwala walczyć o życie tygodniowym maluszkom a rodzicom tak cierpieć. Przypomniało mi się, że był tam jeszcze jeden straszny widok. Mianowicie tatuś z córeczką( piękna, 3latka) i ten

"tatuś" płacił po 5zł dwóm chłopcom, aby bawili się z niunią.

A on?

A on siedział przed komputerem...Sami sobie to skomentujcie.

Skoro już o płaceniu mowa, to wyobraźcie sobie że teraz aby być przy dziecku to trzeba zapłacić 22 zł/doba za rozwalające się łóżko. Zero jedzenia, tylko łóżko. W pokoju może być max 2 łóżka, i to się nazywa - warunki hotelowe.

I  tu ślina na język soczyste słowa mi ślę. Ja się pytam, co mają zrobić rodzice którzy tak na prawdę nie mają pieniążków?

Zostawić dziecko? Przerażone, z obcymi mu ludźmi?I to ma mu pomóc w szybszym powrocie do zdrowia? Jest mi bardzo przykro, że takie "coś" ma miejsce w Polsce.

Powracając do nas. 3dni przed wyjściem i mnie rozłożyło na łopatki. Zaczęłam kaszleć, kichać i rzęzić.

Ooooo mam zagadkę na dziś.

-Co zrobić jak jesteś w szpitalu i nagle chorujesz?

Musisz jechać do swojego ośrodka zdrowia( ja byłam w szpitalu Puławskim więc, nagle miała bym pojawić się w Kurowie). Na szczęście obok była przychodnia wieczorowa, ale widok zaszokowanego

Pana doktora że w szpitalu nie ma lekarza który mógł by mi antybiotyk przepisać, bezcenny. Tak, dokładnie.

Jak zapytałam, czy mógł by mnie jakiś doktor przebadać, odpowiedź Pani pielęgniarki ścięła mnie z nóg.

- nie ma lekarza...

- w całym szpitalu nie ma lekarza?

- lekarze nie są od tego aby badać. Proszę iść do swojej przychodni, we własnym rejonie.

-aha

Po tak błyskotliwej rozmowie, postanowiłam poczekać do godziny 18. A mnie zatkało. Po paru godzinach, okazało się że fatum nadal trwa i tak dowiedziałam się, że Kacperro ma zapalenie ucha. Dodam jeszcze że w domku teściowa ma zapalenie oskrzeli. Jeden miesiąc a tyle tego wszystkiego.

Ciężko było się ogarnąć. Pod koniec dowiedzieliśmy się jeszcze o śmierci Tomasa babci, więc już przybiło nas to doszczętnie.

Bułeczka już zdrowa, ale przez to że miała mamę przy sobie praktycznie cały czas, zrobiła się baaardzo krzykliwa i nie ufna. Kacperro już na 2 dzień poczuł się lepiej. Teściową trzymało dość długo i na szczęście już chorubsko zniknęło.

W Lipcu zauważyłam jeszcze coś bardzo miłego. Nasz kochany synek zaczął się bardzo mocno rozwijać. Powoli mówi pełnymi zdaniami, znacznie więcej rozumie ale i zrobił się bardziej złośliwy i destrukcyjny. W ruch poszło magiczne słowo

- a cio tioo?!

Kocha się zajmować małym kiciusiem, naszym nowym członkiem rodziny.

Kotek wszedł Tomasowi do samochodu w pracy i tak się zawziął, że został.

Jest przeee komiczny, zabawowy a teraz nawet mały gryzoń z niego. Ma słodkie, wielkie uszka, przy oczach kreski jak malowane i zje wszystko co jest.

Miesiąc pełen przykrych zdarzeń ale i paru miłych. Jednak jesteśmy bardzo szczęśliwi że Lipiec już za nami.









(...) Po ty­siąckroć py­tałam siebie.
Czy to przypadek,nieumyślność,chwila?
Efekt motyla?
Czy- przez­nacze­nie,fa­tum nieubłagane?
Kim byłam,a kim zostanę,
Leży w mych rękach-omyl­nych, słabych? Ob­wi­niać bogów czy raczej siebie?
Bo­li - zbyt bo­li, gdy w tych smut­kach grzebię.
Niech życie da­lej- jak od wieków- biegnie,
A mo­je cier­pienie pozostanie-bezimienne.