czwartek

w skrócie...




*
Korzystając z chwili snu moich szkrabów, opisze w skrócie te kilkanaście dni, które tak szalenie przeminęły.

Zaczęło się od przygotowań do chrzcin i rozplanowywania całego tygodnia. Jeżeli nie planowała bym przebiegu tygodnia, to wierzcie mi zginęła bym gdzieś po drodze. 
Wszystko zakłócił mi jeden telefon ze szpitala, oddalonego około 350km, od domu. 
  I tak rozpoczęły się moje niespodziewane "wakacje" z KAcperro i Tomasem. W piątkowy wieczór wyruszyliśmy w drogę do malowniczego, przepełnionego ciszą i spokojem, miejsca zwanego Szczawnicą. To miejsce ujęło moje serce i chociaż nie lubię gór to na pewno powrócę w to miejsce, nie raz...nie dwa.
We Wtorek z samego rana wróciliśmy do życia codziennego. Zmęczeni, nie wyspani i padnięci po długiej podróży. I tak od początku starałam się cokolwiek ułożyć w swoim planie tygodniowym. 
W między czasie mój zbuntowany synek koniecznie chciał pokazać epicentrum swojego buntu. I tak w środę Kacpi postanowił pozbawić mamę telefonu i laptopa, bo to akurat są najmniej ważne pierdołki, akurat przed chrzcinami. Późnym wieczorem w czwartek wraz z teściową zrobiłyśmy zakupy i zdobyłyśmy nowy numer dla mnie. W piąteczek od samego rana Kacperro zaplanował sobie pobyt w szpitalu tak do sobotniego południa. I kiedy to już miałam obłęd w oczach a co noc gorączkę z nadmiaru wrażeń, przygotowywałam ucztę i dom na pomieszczenie 30osób.Między pieczeniem jednej tarty a drugiej, zorientowałam się że do kin trafił w końcu cudny film " Minionki rozrabiają" więc zebrałam siebie i Tomasa do kupy w 5min. Tak na 21:15 byłam już w kinie. Po powrocie do domu, przygotowań ciąg dalszy.
Nastała niedziela i oczekiwane chrzciny. Całe mnóstwo jedzenia, osób, bałaganu i histerii księdza. O godzinie 17 było już po wszystkim. Dzieciarnia i Tomas zasnęli od razu a ja sprzątałam cały ten ramadan.
W nocy kolejny ciąg grypy żołądkowej w wykonaniu Kacperka, w poniedziałkową noc Tomasa.
Po Tomku, Ala i moje przerażenie w oczach, bo wymiotujące 6m. dziecko, to nie jest widok na który się czeka całe życie. Więc w te pędy pojechałam do lekarza i na szczęście zapobiegłam dalszej katastrofie. Po Bułeczce, choróbsko dopadło Mamę(teściową), w środę miałam fest ze składaniem mebelków dla Kacperka. 
Doszliśmy do czwartku, jest 12:00  i bezstresowo. Nigdy więcej nie zamierzam wypowiadać na głos, słów: 
                                         "Boże, i co jeszcze..."
I Tobie też odradzam, bo zaskoczysz się jeszcze co Boże może wymyślić.
Staram się dojść do siebie i coś zaplanować. Te dni dały mi bardzo popalić.

Wszystko napisane w skrócie, co do wyjazdu "wakacji" to będzie odrębny post. W tej chwili zaczynam czytać książkę o francuskim stylu wychowywania dzieci. Dla czego taka książka? Ponieważ ostatnio mamy, straszne problemy z KAcperkiem więc sięgam po co się da aby sobie pomóc. I oczywiście opisze wam skuteczność i potęgę, jaką opisała Pamela Druckerman w " W Paryżu dzieci nie grymaszą"

Do zobaczenia wkrótce.
"[...] Bo­wiem każde­go dnia wraz z dob­rodziej­stwa­mi słońca Bóg ob­darza nas chwilą, która jest w sta­nie zmienić to wszys­tko, co jest przyczyną naszych nie­szczęść. I każde­go dnia uda­jemy, że nie dos­trze­gamy tej chwi­li, że ona wca­le nie is­tnieje. Wma­wiamy so­bie z upo­rem, że dzień dzi­siej­szy po­dob­ny jest do wczo­raj­sze­go i do te­go, co ma do­piero na­dejść. Ale człowiek uważny na dzień, w którym żyje, bez tru­du od­kry­wa ma­giczną chwilę. Może być ona uk­ry­ta w tej po­ran­nej porze, kiedy przekręca­my klucz w zam­ku, w przes­trze­ni ciszy, która za­pada po wie­czerzy, w ty­siącach i jed­nej rzeczy, które wy­daja się nam ta­kie sa­me. Ten mo­ment is­tnieje nap­rawdę, to chwi­la, w której spływa na nas cała siła gwiazd i poz­wa­la nam czy­nić cu­da. Tyl­ko niekiedy szczęście by­wa da­rem, naj­częściej trze­ba o nie wal­czyć. Ma­giczna chwi­la dnia po­maga nam do­kony­wać zmian, spra­wia, iż rusza­my na poszu­kiwa­nie naszych marzeń. I choć przyj­dzie nam cier­pieć, choć po­jawią się trud­ności, to wszys­tko jest jed­nak ulot­ne i nie po­zos­ta­wi po so­bie śla­du, a z cza­sem będziemy mog­li spoj­rzeć wstecz z dumą i wiarą w nas samych." Paulo Coelho

poniedziałek

Bajki, Bajeczki...




*
Ostatnio postanowiłam posiedzieć z Kacperro przed telewizorem i pooglądać "baje", jak to mój synek mówi. Pierwsze 10min przebolałam, z upływem następnych chwil, czułam coraz to większe zmartwienie, niepokój i przerażenie. 
Kacpi zaczął pięknie powtarzać słowa i gesty. Wszystkie nowe bodźce odbiera prawidłowo i bardzo silnie na nie reaguje.
Kiedyś, nie powiem że nie oglądałam tych bajek, ale nie zwracałam na nie uwagę tak jak teraz.
Weźmy na początek takie Winx- Klub Winx (ang. Winx Club) –Włosko-Amerykański serial animowany wy produkowany przez Rainbow S.r.l. opowiadający o grupie nastoletnich czarodziejek używających magii do obrony świata.
I tu zaczynają się schody, dzieci nie widzą tego co my, ale maluchy biorą przykład. Jaki przykład dają jakieś nastoletnie dziewuszki które są ledwo ubrane? Siedzą Panny w szkole i jedyne co robią to albo gadają na lekcji, piszą smsy albo modlą się do zegara aby już przerwa była. A potem dziwne że dzieci się nie skupiają na lekcji. A ile agresji w tej bajce. Jak kogoś obrazić, jak się zemścić, jak ukarać i jak spuścić porządne manto, o tym dokładnie jest ta bajka. Bajeczka niby o nastolatkach a mowa o ślubie z księciem, zranionym serduszku bo książę zdradził i poszedł do innej, ale wiecie co? Pogodzili się, książę zakochał się przez przypadek w tej złej "nastolatce" z którą miał zamiar spędzić całe życie....Przepraszam, ale może pora od małego córkom wałkować że takich facetów na świecie niema, więc lepiej dla niej jak wymyśli inny ideał bo ten się nie sprawdzi.
Teraz druga, czyli  Czarodziejki z księżyca - fabuła ta sama, tylko są tu demony które nie kiedy i mnie przerażają. To jak dziecko ma sobie z tym poradzić? Albo tacy łowcy smoków. Mały wyciąga kasę za pracę dużego i zależy mu tylko na pieniądzach a duży tłucze smoki na sto i jeden sposobów. I czego to dzieci ma nauczyć?
Zdenerwował mnie ostatnio  fakt, iż na jednym z kanałów telewizyjnych leciały przed wakacjami, bajki z sensem, z przesłaniem i nauką. Leciał krecik, Reksio, Bolek i Lolek a od czasu do czasu też pojawiała się pszczółka Maja. To są konkretne bajki. Uczą przyjaźni, pomocy, współpracy i myślenia. Rozwijają fantazję. Nie widziałam tam, agresji, zbędnej walki czy też striptizu. 
Uważam, że powinniśmy zwracać większą uwagę na to co nasze dzieci oglądają. Musimy sobie uświadomić, że to właśnie bajki pobudzają ich fantazję, uczą jak postępować. Rodzice swoje a bajki swoje. Niestety w życiu już tak będzie, że rodzice będą coś tłumaczyć, pokazywać i uczyć, ale za rogiem trafi się koleżanka czy kolega którzy będą wiedzieć lepiej. I to nie jest nasza wina, tu zaczyna się dorosłość naszego dziecka, musi dokonać wyboru i albo wybierze dobrze albo źle. Ostatecznie będzie się uczyć na własnych błędach a nam zostanie mieć nadzieję, że nie zamierza wymierzać sprawiedliwości poprzez łomot w króciutkiej mini za który ktoś mu/jej będzie musiał zapłacić. 

*

Dnie zaczęły mi się zlewać, coraz więcej obowiązków i co raz częściej potrzeba mi dodatkowej godziny w zegarze. Ledwo panuję nad nerwami. Zauważyłam, że dzieci perfekcyjnie wyczuwają nastrój. Kiedy jestem już na skraju załamania w tedy Kacperro potrafi dokuczać podwójnie. 
W małym budzi się powoli bestia piekielna, siejąca spustoszenie wszędzie gdzie tylko postawi swą nogę. 
Kiedy tylko jedno pójdzie spać, nagle drugie wstaje. I dla tego też usilnie staram się napisać od kilku dni posta ale za nic mi nie wychodzi bo co chwilkę wyskakuje mi coś innego. 
Myślałam że planowanie chrzcin to pestka, a zaczynam mieć już dosyć. Jedzenie, torty, ciasta, lista zakupów, lista gości i o zgrozo sprzątanie. Gdzie zrobić zakupy i dogadać wszystko z księdzem. 

Dzisiaj byłam w swojej parafii, zapiąć na ostatni guzik formalności. I dowiedziałam się, że posiadam najbardziej wkurzającego księdza pod słońcem!Najpierw zażądał zgody z mojej wcześniejszej parafii i mój akt chrztu a dziś powiedział że nie potrzebnie w sumie to jest bo on się w obliczeniach pomylił. To nic, że mój tata musiał poświęcić i czas i pieniądze na każdy z tych dokumentów. Dodam tylko że jeśli chodzi o koszt chrztu, to się księżulek nie ceregielił i sumkę walną zdrową. Oczywiście w imię Boże i Bóg zapłać...
Bułeczka zaczęła bardzo marudzić, ząbki albo brzuszek dokuczają i do tego tak strasznie chce wstać ale jej nie wychodzi. Włączył się jej radar pt. " Na rączki all the time". I tak, jako okrutna matka nie daje się zbojkotować.Dziś byłyśmy u lekarza na szczepieniu( na sto procent będą posty na temat " pediatrów i szczepionek). Teraz została nam obserwacja maleństwa.  Ciesze się, że w tym tygodniu udało mi się umyć podłogę i nawet po dziś dzień wygląda całkiem nieźle. Czasami przechodzi mnie myśl, co ja bym bez teściowej zrobiła...Zginęła bym....serio...
Kochana kobieta, bardzo mi pomaga. Pozwala wyjść spokojnie do sklepu i załatwić drobne sprawy a czasami nawet wygania mnie z mężem wieczorami. Na prawdę potrzebna.
Kacpi, dzień w dzień robi wielkie postępy. Oprócz rozrabiania, składa coraz więcej zdań i coraz to więcej robi sam. Fajnie jest czasem usiąść z boku i popatrzeć jak się taki mały urwis rozwija. Ala zaczyna raczkować i nawet się cieszy z bliskości brata. 
Dziś jak bym miała mało obowiązków to na głowę spadł mi jeszcze jeden, bardzo przykry. Mój dziadek dostał ciężkiego zawału i leży w szpitalu. Musiałam się dowiedzieć gdzie przebywa i porozmawiać z lekarzem. Nie sądziłam, że na tym Świecie trafiają się ludzie którzy zrozumieją moje położenie i zechcą mi pomóc. Ale miałam też "przyjemność" z tą ciemniejszą stroną mocy. W pewnym momencie musiałam już wyłączyć telefon bo miałam serdecznie dosyć tego wszystkiego. Ogólnie te dni bardzo dały mi się do znaki, ale mam nadzieję, że to minie i każdy kolejny dzień będzie łatwiejszy i przyje mniejszy, a jak nie? To zawsze zostaną mi tabletki ziołowe o dość dobrym działaniu.
Dobranoc i do kolejnego dnia....